czwartek, 3 czerwca 2021

RECENZJA - "Topieliska" Ewy Przydrygi



Po książki polskich autorów sięgam rzadko.
Nie lubię, nie przekonują mnie, zwykle po prostu irytują.
"Topieliskom" Ewy Przydrygi postanowiłam jednak dać szansę - chyba głównie za sprawą całkiem dobrej promocji.
Jak się niestety okazało dobra była tylko promocja, bo sama książka...
Ech.



Pola odbiera telefon, który zmienia jej życie. Zanim go odebrała miała męża i synka.
Zanim go odebrała była szczęśliwa.
W jednej chwili świat Poli rozpada się niczym domek z kart - jej mąż i synek giną w tajemniczym, mocno dziwnym wypadku samochodowym.
Kobieta nie zamierza zadowolić się półprawdami i zaczyna coraz bardziej i mocniej angażować się w wyjaśnienie przyczyny śmierci swojej rodziny.
Dowiaduje się mnóstwa nowych faktów na temat swojego męża.
Faktów, które nie są miłe i przyjemne, i które kreują jej męża na postać, jakiej dotychczas nie znała.




Rany boskie, jakie to było straszne!
Sam początek naprawdę nie był najgorszy. Autorce udało się dość ciekawie stopniować napięcie i już zaczynałam myślałam, że trafiłam na przyzwoitą lekturę, gdy BACH!, dostałam nudą prosto w głowę.
Przez 3/4 powieści nie dzieje się w zasadzie nic wartościowego i znaczącego dla fabuły. Brak w tej książce jakiegokolwiek ładu i składu. Autorka łapie się kilku pomysłów i sama nie wiedząc, który z nich jest najlepszy, postanawia wykorzystać je wszystkie - choć nijak się one nie łączą. Jest chaotycznie, jest irytująco, jest nudno.
Dodatkowo do szału doprowadzała mnie postać głównej bohaterki. Kobieta traci w wypadku samochodowym męża, a jej kilkuletni synek ma status osoby zaginionej - wiecie więc, co robi? Nie, nie przejmuje się losem dziecka i nie angażuje w jego poszukiwania, gdzie tam. Pola zamiast tego biega niczym rącza łania od sasa do lasa, bawi się w detektywa i postanawia analizować znaczenie snów.
Gdzieś w międzyczasie w irytująco głupich scenkach i z tragicznie przebijającymi patosem tekstami przewija się też jej siostra - postać, która w większości scen pojawia się ni z gruszki, ni z pietruszki.
Sam motyw snu zresztą też pasował do tej powieści niczym pięść do nosa. Senne majaki Poli, które w pewnym momencie zaczęły otwierać każdy niemal rozdział, przyprawiały mnie jedynie o ciary żenady - nie było to ani ciekawe, ani dobrze napisane, ani treściwe.
Mam wrażenie, że pisząc tę powieść autorka najpierw wpadła na to, jak zakończyć książkę, a dopiero później tworzyła kolejne jej części, które próbowała dopasować w jakikolwiek sposób do istniejącego już finiszu. I choć samo zakończenie nie było złe, a pani Przydryga postanowiła zaserwować co mniej wtajemniczonym czytelnikom solidny plot twist, to droga, jaką do niego zmierzała pozostawia wiele do życzenia.
To niestety sprawia, że nie jestem w stanie polecić nikomu tej książki.
Po prostu nie.





Od powieści pretendujących do miana tych z gatunku "thriller" oczekuję naprawdę wiele.
Oczekuję solidnie zbudowanych postaci, konkretnej fabuły i akcji, która potrafi gnać na łeb, na szyję.
Oczekuję, że wciągną mnie od pierwszej strony, a zakończenie dosłownie wbije mnie w fotel.
W przypadku "Topielisk" nie dostałam żadnej z tych rzeczy.
Było nudno, nieco bezsensownie, a do tego dosłownie żaden z bohaterów nie wzbudził we mnie jakichkolwiek emocji (no może prócz Poli, wszak ta wywołała irytację).
Jeśli podobnie jak ja szukacie dobrej, mocnej i angażującej książki - na miarę "Zaginionej dziewczyny" czy "Kiedy Ciebie nie ma" - to zróbcie sobie przysługę i odpuście lekturę "Topielisk".
W mojej ocenie wiele nie stracicie.













Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
wydawnictwo MUZA


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie