Nie lubię kupować książkowych nowości.
Przynoszę je do domu, cieszę się z nich, znajduję odpowiednie miejsce na półce i... na tym się kończy. Potrafią tak trwać, nieruszone i nieprzeczytane, ponad rok. Zawsze jest coś ważniejszego do przeczytania, do nadrobienia, do oddania. "Moje nowości mogą poczekać", prawda? Zwykle czekają na swą kolej tak długo, że przestają już być nowościami, a opowiedzianą w nich historię zna dosłownie każdy. Nie licząc mnie, oczywiście.
W międzyczasie pojawiają się opinie, które zaczynają kształtować moją własną. Sprawiają, że albo mam wielkie oczekiwania (którym trudno sprostać), albo spodziewam się miałkiej opowiastki o niczym. W przypadku "Eleonory i Parka" przekonały mnie, że dostanę czytelnicze byle co; banalną młodzieżówkę, która niczym nie różni się od setek swych poprzedniczek i tysięcy następczyń.
Tylko czy warto było uprzedzać się do tej książki...?