"Gośka czyta Greja, widziałaś? A ten "Zmierzch"? Chłam jakich mało! Wiesz, sama nie czytałam żadnej z nich, ale ciocia Basia powiedziała, że siostra ciotecznego brata wujka jej koleżanki...."
Ludzie mają tendencję do popadania ze skrajności w skrajność.
W podstawówce - w gimnazjum zresztą także - wielokrotnie powtarzano mi, że każdy ma prawo posiadać własną opinię oraz prawo do tego, by móc się nią podzielić. Inni mogli się z nią zgodzić, albo i nie. Proste i raczej normalne, prawda? Ostatnio, w związku ze zbliżającą się niepokojąco szybkimi krokami sesją, mam skłonność do popadania w różnego rodzaju zadumę i zauważyłam dość niepokojącą sprawę, jeśli chodzi o wyrażanie własnej opinii. Przy czym, od razu zaznaczę, mam tu na myśli tylko i wyłącznie światek pochłaniaczy książek ;)
Od kilku dni (a może tygodni?) na książkowym youtubie rekordy popularności bije TAG "Unpopular book opinions", w którym to booktuberzy w końcu ośmielają się powiedzieć kilka zdań, które wcześniej dusili w sobie, być może w obawie przed tak serdecznymi przecież hejterami. I tak dzięki jednej z moich ulubionych zagranicznych vlogerek przypomniałam sobie, że w gruncie rzeczy lubię "Zmierzch" Stephanie Meyer. Zgadza się, tej od Belli, święcącego Edwarda i watahy wilków z Jacobem na czele. Zdążyłam o tym zapomnieć, bo od dłuższego już czasu powiedzenie choć jednego pozytywnego zdania na temat tej serii kończy się pogardliwie rzuconym spojrzeniem i szybkim ucięciem rozmowy. Zresztą nie trzeba nic mówić, wystarczy masochistycznie napisać pozytywny komentarz na byle jakim fanpage'u czy facebookowej grupie i poczekać dwie, góra pięć minut. Atak hien gwarantowany.
Czy "Zmierzch" to naprawdę dno i dwa metry mułu?
Nie jest to dzieło wysokich lotów, które miałoby szansę na Pulitzera czy nasze rodzime NIKE, ale nie oszukujmy się, czy ktokolwiek kiedykolwiek tego od niego oczekiwał? Jeśli tak to gratuluję, porównywanie kubistycznych prac Picassa do impresjonistycznych dzieł Moneta jest równie miarodajne i pozbawione sensu. Całą serię czytałam jako trzynastoletnia dziewczynka i tak, może miałam marne pojęcie o świecie, może nie zachwycał mnie Tołstoj i nudził Goethe, ale "Zmierzch" i resztę książek z cyklu czytałam z wypiekami na twarzy. Ach, ile to łez wylałam z Bellą, ile razy trzymałam kciuki za Edwarda i po kryjomu złośliwie chichotałam przy niepowodzeniach Jacoba - nie da się zliczyć. Rozumiem, że komuś może się nie podobać, w końcu ile gustów, tyle opinii, ale jest ogromna różnica między "to mi się nie podoba", a "to jest chłam i badziewie, a ty się nie znasz".
To, że ktoś lubi coś zupełnie różnego od tego, za czym przepadamy my sami, nie jest tożsame z tym, że nasze zdanie i nasz gust są lepsze. Nie. Nawet gdy kochamy klasyków, a ta druga osoba namiętnie pochłania Greya. Może to grafomania, może bajka, ale jeżeli tylko poprawiła nastrój osobie, która ją czytała to świetnie, fantastycznie, takie właśnie było jej przeznaczenie.
Kolejna rzecz, która mnie bawi to zabieranie głosu przez osoby, które o danej książce nie mają zielonego pojęcia, a wypowiadają się - ba, żeby tylko się wypowiadali, oni niemiłosiernie krytykują - bo tak trzeba, bo o danej pozycji jest głośno, bo wszyscy o niej mówią, bo każdy krytykuje, bo... Takich "bo" jest od groma i mogłabym je wypisywać w nieskończoność, ale po co? Rzecz w tym, że wieszanie psów na czymś, o czym naprawdę nic się nie wie jest bardzo, bardzo słabe. To typowe ocenianie książki po okładce. Tak, w tym przypadku po opinii, ale sądzę, że wiecie do czego zmierzam. Nie czytałeś = nie masz zdania, dla mnie to oczywiste. Argument "X powiedział, że Y jest beznadziejne" absolutnie nie jest podstawą do dalece idących wniosków na temat kretynizmu danej powieści. Zresztą... To żaden argument.
W jakim celu powstał ten post? Wiem, że powinnam się przywitać, bo to w końcu pierwszy wpis na tym blogu i że tak wypada, ale... Powiadają, że przezorny zawsze ubezpieczony, a ja czytam różne książki. Pisząc to mam na myśli NAPRAWDĘ różne książki. Na mojej półce (która swoją drogą wcale półką nie jest i wciąż czeka na swojego następcę ;) ) można znaleźć zarówno Charlotte Bronte jak i Greena, znajdzie się też Jodi Picoult, Fitzgerald oraz sir Arthur Conan Doyle, który podpiera opasłe tomisko od Dickensa. Chcę więc lojalnie ostrzec przyszłych ewentualnych czytelników, że recenzje, które będą się tu pojawiać, dotyczyć będą przeróżnych gatunków. Możecie mieć pewność, że wiele z nich dotyczyć będzie tzw. "młodzieżówek" albo - bardziej trendy i na czasie - powieści z gatunku NA i YA. Z ogromną radością przyjmę dyskusje na temat recenzowanych książek, bo z chęcią poznam Wasze zdanie, ale na komentarze w tonie "Moja racja jest najmojsza" mam alergię.
I stąd ten post.
* Nie jestem wielką obrończynią "Zmierzchu", naprawdę, posłużył mi tu tylko jako przykład, zamiast niego możecie wstawić dowolny tytuł ;) Swoją drogą uważam, że fala nienawiści, która obmyła "Zmierzch" zrobiła ogromną krzywdę "Intruzowi", kolejnej książce pani Meyer, która jest równie fantastyczna, co niedoceniana. Dajcie mu szansę w wolnej chwili, proszę ;)
Ciekawie, lekko, na luzie. Bede zaglądała co jakiś czas żeby pomyszkować ;)
OdpowiedzUsuńSama zanoszę się od jakiegoś czasu z przelewaniem swoich opinii o książkach gdzieś w internet ;)
Powodzenia życzę!
Zapraszam :) A jeśli zdecydujesz się na coś własnego to chętnie poczytam :)
UsuńSuper post, na pewno będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuńDokładnie zgadzam się z Twoją opinią, mam identyczną. Również całkiem przyjemnie wspominam "Zmierzch", a przynajmniej pierwsze 3 części, bo kolejnych nie czytałam. Zajmowało mnie to jakoś we wczesnym gimnazjum. W mniej więcej tym samym okresie zaczytywałam się też w "Pamiętnikach wampirów". Wspominam je naprawdę miło, umilały mi wtedy czas, a teraz po prostu już do nich nie wracam, żeby nie psuć sobie przyjemnych wspomnień, bo już raczej by mi się nie podobały. "50 twarzy Greya" nie czytałam i raczej się nie zabiorę, choć nie tyle ze względu na ogrom negatywnych opinii, a po prostu dlatego, że nie przepadam za takimi typowymi romansami. Ten gatunek po prostu do mnie nie przemawia, wolę akcję ;) ale nie krytykuję nikogo kto zaczytuje się w romansach, choćby najniższych lotów. Jeśli to lubi, to proszę bardzo. Wdałam się swego czasu w ciekawą dyskusję dotyczącą jednej książki, którą kocham, chodziło mianowicie o "To" Kinga, a moja rozmówczyni nie cierpiała tej książki. I uważam, że dyskusje są bardzo wartościowe, bo można z nich dużo wyciągnąć, ale obrażanie się do niczego nie prowadzi.
Pozdrawiam!
Wiadomo, ile ludzi, tyle opinii, najważniejsze jednak to umieć wdać się w dyskusję, która nie obraża jej uczestników.
UsuńRównież pozdrawiam :)
Ja to się w ogóle dziwię, że ktoś się boi mówić czegoś tak, jak w przypadku tego tagu, którego zresztą chętnie u każdego oglądam ;) Dotyczy to wszystkiego, dosłownie. No, ale jeśli chodzi o książkę - nie kryję się ze swoimi negatywnymi odczuciami jeśli chodzi o powieść. Wręcz przeciwnie, pisanie tego typu recenzji przynosi mi wielką przyjemność. Mogę wylać swoje frustracje :) (Jak się później okazuje, często naprawdę nie znoszę książek, które wiele osób wręcz uwielbia, tj. Obietnica pod jemiołą, Love, Rosie, Kochajac pana Danielsa. Nie rozumiem, ale szanuję ;)) I zawsze bronię swojego zdania i chętnie wdaję się w dyskusje, jeśli książka komuś się podobała. To samo działa w drugą stronę.
OdpowiedzUsuńCo do mówienia o czymś, czego się nie zna, ale wszyscy mówią, że to "ble". Zmierzchu nie czytałam, oglądałam tylko filmy i moim zdaniem są słabe. Kuleje nie tylko historia, ale też realizacja. Podobnie jest z 50 twarzami Greya, ale po to sięgnęłam w oryginalne i tak, rzeczywiście jest źle, to jak wszyscy mówią. Wręcz strasznie, moim zdaniem.
Jestem jak najbardziej za tym, żeby głośno mówić o swoich poglądach, nawet jeśli chodzi o książki :)
Pozdrawiam!
O, a ja "Kochając pana Danielsa" akurat polubiłam :D Dobrze jest mieć swoje zdanie i je bronić, tylko właśnie, nie należy przy tym zapominać, że ta druga strona również ma do tego prawo ;) Ekranizacja "Zmierzchu" faktycznie jest słaba, a książki... Myślę,że nie powinnaś się już za nie zabierać ze względu na wiek (bez urazy, oczywiście! :) ), bo tak czy siak Ci się nie spodobają.
UsuńRównież pozdrawiam :)
Nie lubię "Zmierzchu", chociaż nie czytałam- oglądałam, a film nie zachęca do czytania. W każdym razie nie o "Zmierzch" tu chodzi i nie o "Zmierzch" mi chodzi :) Nigdy nie krytykuję nikogo za jego zdanie, gust, opinię. Każdy ma prawo lubić coś innego i czytać coś innego i zawsze z chęcią poznam zdanie drugiej osoby. Ja sama mam specyficzny gust, jestem kobietą a nie przepadam za romantycznymi historiami, chociaż oczywiście są i wyjątki :) Właśnie czytam "Papierowe miasta" Johna Greena, książka skierowana bardziej do młodzieży, ale podoba mi się, to też taki mój mały wyjątek. W ogóle historia napisana genialnym językiem, strasznie mi się podoba styl pisania autora :)
OdpowiedzUsuńPs. ej, a ja wcale nie zauważyłam, aby ludzie hejtowali Zmierzch, wręcz przeciwnie, ja słyszałam wśród znajomych same zachwyty :)
Pozdrawiam! I cieszę się, że o mnie pamiętałaś i przesłałaś linka do bloga! ;)) Na pewno będę zaglądać, bo książki uwielbiam! Czekam na pierwszą recenzję :)
Chyba masz nad wyraz tolerancyjnych znajomych :D
UsuńNa "Papierowe miasta" czaję się od dłuższego czasu, niestety trafiam na wydania z filmową okładką, która jest straszna :/ Czytałaś coś innego Greena? Może też Ci się spodoba ;)
Trzymaj się :)
Trafiłaś w sedno. Słyszałam mnóstwo opinii książki, której połowa tych opiniodawców nie czytała. To jest bez sensu. Albo takie przypasowywanie się do opinii innych ludzi, bo tak będzie lepiej. Pisząc moje pierwsze recenzje podświadomie zaczęłam robić podobnie. Ale potem zrozumiałam, że nie w tym cel. Nikt nie będzie chciał słyszeć jednej i takiej samej opinii 200 razy. Także bardzo ciekawy post, mam nadzieję, że będzie ich więcej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://tysiac-zyc-czytelnika.blogspot.com/
Dokładnie, nie ma nic gorszego niż podążanie za tłumem w obawie przed niepochlebną opinią. A podobnych postów mam w planach kilka, także zapraszam :)
UsuńJa osobiście żyje w przekonaniu, że pewne dość wulgarne powiedzenie, a mianowicie "gust jest jak dupa. każdy ma swoją dupę", idealnie odzwierciedla się w rzeczywistość. Ja tam swojej dupy nie pokazuje ludziom, którzy nie chcą jej oglądać, tak samo nie zaglądam innym w dupę. Wrócę jeszcze do czegoś o czym tu wspomniałaś, że często samozwańczymi krytykami są ludzie, którzy z daną rzeczą nie mają nic wspólnego. Bo ostatnio zauważyłem, że posiadanie własnej opinii, to niekoniecznie coś co każdy powinien opanować, bo wystarczy, że przyswoi grupowe myślenie. "Co z tego, że nie czytałem tej książki/nie widziałem tego filmu, skoro xxx ludzi mówi, że to gówno, to tak musi być". Boli mnie to okropnie, ale cieszę się, że ktoś zdecydował się poruszyć ten temat. Pozdrawiam! :) /dwudziestoletni osobnik
OdpowiedzUsuńHej :) Posiadanie własnej opinii i wyrażanie jej jest fajne, ale tylko wtedy gdy ta rzeczona opinia rzeczywiście jest nasza, własna i wyjątkowa. Gdy staje się głosem tłumu, za którym podążamy jak owce wiedzione na rzeź... Cóż, bardzo często dochodzi do komicznych sytuacji, gdy ktoś miele ozorem i plecie głupoty, a tak naprawdę nawet nie jest w stanie tego uargumentować.
UsuńA powiedzonko faktycznie słuszne.
Również pozdrawiam, Dwudziestoletni Osobniku ;)
*swoją drogą tak myślałam, że to Ty, niewiele osób przeciwnej płci tu zagląda. Jeszcze, mam nadzieję :)
W pełni się zgadzam - nie lubię takiej typowej tendencyjności ludzi do pisania bardzo podobnych opinii i irracjonalnym strachu przed wyrażeniem swojej własnej, niekoniecznie podobnej. Intruza chciałam przeczytać od dawna, może w końcu nadarzy się okazja ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post, będę do Ciebie zaglądać ;)
Przeczytaj, naprawdę warto, choć początek jest dosyć zagmatwany. I zapraszam serdecznie, każdy nowy czytelnik to miód na moje niespełnione pisarsko serce ;)
Usuń