Lubię literaturę młodzieżową i nigdy tego nie ukrywałam. Pisząc "młodzieżową" mam na myśli nie tylko powieści z nurtów Young i New Adult, ale przede wszystkim te, które ciężko zaklasyfikować do jakiejkolwiek kategorii. Powieści, jakimi lata temu wstrząsał Kevin Brooks czy Melvin Burgess.
O tak. To zdecydowanie mój ulubiony rodzaj.
Kiedy więc trafiłam na Enrico Galiano i jego "Jeszcze będziemy szczęśliwi" omal nie dostałam tachykardii (jak na wielbicielkę brooksowych klimatów przystało, oczywiście ;) ).
Tyle tylko, że - o szara rzeczywistości! - nieco się rozczarowałam.
Nazywają ją Smutasem.
Ma trudności z nawiązywaniem relacji z rówieśnikami, spore problemy w trochę patologicznej rodzinie i jedną jedyną przyjaciółkę, Tonię.
Tonię, która tak naprawdę - dodajmy - nie istnieje.
Kiedy spotyka tajemniczego i niezwykle pociągającego Lo, pragnie spędzać z nim więcej i więcej, i jeszcze więcej czasu. Ale Lo ukrywa ją przed rodzicami, spotyka się z nią tylko nocą, a do tego w miejscach, w których nigdy nikogo nie ma.
A pewnego dnia - po bardzo wyjątkowej dla Goii nocy - po prostu znika.
Gioia zaś, dysponując jedynie lichymi śladami, rusza w "pogoń".
Za Lo.
Za miłością.
I za własną tożsamością.
Powiedzmy to sobie szczerze -"Jeszcze będziemy szczęśliwi" nieco różni się od popularnych obecnie książek dla młodzieży w wieku 16+, gdzie bohaterowie parzą się jak króliki, a jeśli tego nie robią to w każdym razie często o tym myślą. Choć pierwsze skrzypce gra tu romans (związek? A może tylko relacja?), cielesność odchodzi na dalszy plan. Galiano skupia się bardziej na duchowej stronie miłości, na tym, co sprawia, że zakochujemy się w tej jednej konkretnej osobie - mimo że ma krzywy nos, piegi czy zdarza jej się seplenić. Mocno skupia się też na słowach i na dociekaniu do prawdy - i nie chodzi mi tu wyłącznie o prawdę w kontekście zaginięcia Lo. Jego Goia jest zagubiona we współczesnym świecie, w świecie, w którym liczą się pozory, szpanerstwo, lans i blichtr. To bohaterka, w której każdy molik książkowy znajdzie cząstkę siebie i która - właśnie dzięki temu - wzbudza sympatię. Fikcja w tej książce miesza się z rzeczywistością i miejscami nie wiemy czy to, co się dzieje jest prawdą, czy już tylko ułudą. Sam język Galiano jest niezwykle poetycki, a całość miejscami zahacza o prozę Kevina Brooksa (którego jako nastolatka szczerze uwielbiałam). Niestety nie idzie oprzeć się wrażeniu, że autora troszkę zbyt często ponosi i w efekcie nieco zbyt wiele jest w niej za bardzo przegadanych momentów, które po chwili zaczynają się nieco dłużyć, a nas - nużyć. To sprawiało, że zdarzyło mi się kilka razy westchnąć z irytacją i tylko przebiec pobieżnie wzrokiem stronę w oczekiwaniu na koniec filozofowania.
Nie zmienia to jednak faktu, że Enrico Galiano wraz ze swoją debiutancką książką jest powiewem świeżości w literaturze dla młodzieży. I naprawdę warto dać mu - a raczej im ;) - szansę ;)
"Jeszcze będziemy szczęśliwi" to wartościowa i miejscami smutna książka o poszukiwaniu siebie, o pragnieniu akceptacji i o miłości, która czasem wymaga wyzbycia się każdej - nawet najmniejszej - cząstki egoizmu.
Choć nie jest idealna i nie jest bez wad - polecam.
I niecierpliwie czekam na kolejne powieści Galiano.
Za egzemplarz dziękuję
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)