czwartek, 18 lipca 2019

RECENZJA - "Oszukana" Magdy Stachuli




Choć Magda Stachula wydała do tej pory już kilka książek, miałam okazję zapoznać się tylko z jedną z nich - z tą, która była jej debiutem. "Idealna" okazała się naprawdę w porządku, dlatego też założyłam, że spotkanie z kolejną powieścią tejże autorki będzie jeszcze lepsze - wszak zwykle im autor bardziej doświadczony, tym lepsze jego pióro i ciekawsza fabuła, prawda?
O słodka naiwności. 




Lena ma dwadzieścia trzy lata i starszego o ponad połowę "chłopaka", przed którym ukrywa prawdę. Chowa się przed światem i desperacjo próbuje zataić pewne wydarzenia ze swojej przeszłości.
Los bywa jednak przewrotny i na horyzoncie pojawia się osoba (a raczej trup), która zwiastuje kłopoty.
A Lena...
Nie bardzo ma gdzie uciec.






"Oszukana" - niestety! - okazała się sporym rozczarowaniem. Temat miał potencjał, ostatecznie jednak... Wiało nudą i banałem. 
Narracja (za każdym razem pierwszoosobowa) prowadzona jest z punktu widzenia trójki bohaterów.
Bohater numer jeden - Lena. Głupia i naiwna do granic możliwości dziewczyna, która za cholerę nie potrafi wyciągać wniosków z wcześniej popełnionych (a raczej nagminnie popełnianych -_- ) błędów. Nie umie podejmować racjonalnych decyzji, a jej pozbawione logiki działanie wzbudza nie litość, a ogromną irytację.
Bohater numer dwa - Nikodem. Facet mocno po czterdziestce, który niby chce być biznesmanem, a w rzeczywistości bliżej mu jednak do Piotrusia Pana. Nie grzeszy inteligencją, źle dobiera sobie przyjaciół, a na dodatek straszny z niego mamisynek.
Iiii, kochani, bohater numer trzy - Emil. Lekarz, który rości sobie prawa do byłej współlokatorki i jest zszokowany, że ta bez uzgodnienia z nim opuściła wynajmowany dotychczas u niego pokój. Postanawia więc rozpocząć własne śledztwo. Normalnie Sherlock Holmes, moi drodzy. Tyle że o stokroć uboższy intelektualnie od pierwowzoru. 
Żadna z postaci nie wzbudza sympatii, ha, żadna nie wzbudza uczuć innych niż obojętność z domieszką irytacji. Gdyby jeszcze akcja trzymała w napięciu mocniej niż Kot Sylwester ściska w swej łapce Tweety'ego, można by przymknąć na to oko. Ale nie, część pierwsza jest nudna jak flaki z olejem, a druga...  Początek zaczyna być ciekawy, nim jednak na dobre zrobi się intrygująco, w głowę - niczym obuchem - dostajemy banalnym i przewidywalnym ciągiem dalszym. 
Ani to nie było ciekawe, ani zaskakujące, ani nawet dobre.
Tak jak mówiłam więc - rozczarowanie.
A nawet "Rozczarowanie" - przez wielkie eR.







Ostatnimi czasy moja tolerancja - jeśli o przeciętne czy zwyczajnie słabe książki chodzi - znacząco zmalała. Nie mam już ani czasu, ani ochoty na miałkie, przewidywalne i miejscami absurdalne czytadła. 
Jeśli Wy macie - możecie sięgnąć po "Oszukaną". 
W innym wypadku odradzam.
Po co się irytować?






















Za egzemplarz dziękuję


2 komentarze :

  1. O matko, powiem Ci, że mnie najbardziej właśnie irytują przeciętniaki, o których tydzień później już nie pamiętam.
    Serio, wolę książkę złą, paskudnie napisaną, ale "jakąś", która pozostanie w mojej pamięci chociażby przez setkę baboli. Chociaż uczę się wyłapywać błędy. Najbardziej nie cierpię książek, które niby są okej, ale w sumie to wypadają jak setki tysięcy innych książek, bo nic jej od nich nie odróżnia.
    Tragedia.
    Pozdrawiam ciepło :)
    Kasia z niekulturalnie.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie!
      Te złe wzbudzają chociaż jakiekolwiek emocje, sprawiają, że chce się je czytać choćby tylko po to, by pośmiać się z poziomu absurdu, jaki prezentują :D

      Usuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie