piątek, 26 czerwca 2020

RECENZJA - "Ciche dni" Abbie Greaves






Lubię obyczajówki. Jeśli mam być szczera - to chyba mój ulubiony gatunek.
Oczywiście nie mówię tu o marnych czytadłach, których przeznaczeniem winno być raczej robienie za papier toaletowy, a o powieściach w stylu Picoult, McPartlin, Moriarty czy Moyes.
O tak, takie książki uwielbiam.
Gdy więc dostałam propozycję zrecenzowania "Cichych dni", książkowego debiutu Abbie Greaves, który poleca sama Jojo Moyes (którą, powtórzę, uwielbiam ;) ), nie musiałam się długo zastanawiać.
Przez skórę czułam, że będzie to dobre.
I owszem, było ;)


Frank i Maggie spędzili razem blisko 40. lat. Przez większość tego czasu tworzyli niezwykle udane małżeństwo, kochające się i wspierające w każdej bolączce czy trudności.
Maggie jednak pewnego dnia postanawia popełnić samobójstwo.
Frank od 6 miesięcy nie wypowiedział do swojej żony ani słowa.
A ich jedyne dziecko nie żyje.

Co się stało?





Mało który debiut bywa zachwycający i mało który potrafi poruszyć. Ten Abbie Greaves może i mnie nie zachwycił (wszak czytałam przecież lepsze książki ;) ), ale bez dwóch zdań poruszył.
"Ciche dni" to naprawdę dobra obyczajówka. Pierwszą (i chyba nieco dłuższą) część książki stanowi niejako pamiętnik Franka - choć może lepszym określeniem byłoby słowo "spowiedź". Frank wraca pamięcią do samych początków związku z Maggie i prowadzi nas przez czas spędzony z żoną - opowiada o chwilach pełnych szczęścia i śmiechu, ale i o momentach po brzegi wypełnionych smutkiem i zmartwieniami. Powoli, krok po kroku, przedstawia nam obraz swojego małżeństwa i wyjaśnia, co stało się z jego jedynym dzieckiem. Część druga zaś, mająca częściowo formę epistolarną, przedstawia perspektywę Maggie. Tu wydarzenia dzieją się znacznie szybciej, na kilkudziesięciu raptem stronach kobieta dopowiada to, czego nie wiedział Frank.
"Ciche dni" czyta się naprawdę dobrze - książka, kolokwialnie mówiąc, wciąga; jest napisana przyjemnym stylem, a do tego opiera się na motywie, który - niestety! - wciąż jest aktualny. Powieść Greaves to przestroga ukazująca to, do czego prowadzi brak komunikacji w związku; ukrywanie uczuć, faktów i problemów. To cenna lekcja o tym, jak ważna jest szczerość i o tym, o ile łatwiej jest radzić sobie z bolączkami we dwoje.
Jedyne, czego zabrakło mi w powieści Abbie Greaves to trzeci punkt widzenia; opowiedzenie - choćby części! - tej historii z perspektywy Eleonory.
Chociaż w sumie... Może to i dobrze - w przeciwnym razie nie obyło by się bez tony chusteczek i litrowego izotonika ;)






"Ciche dni" to idealna pozycja dla wszystkich tych, którzy nad szybką akcję cenią sobie ogrom emocji. Dla tych, którzy z wypiekami na twarzy oglądali ekranizację "Pamiętnika" Sparksa i dla tych, którzy rozkochani są w obyczajówkach.
Przede wszystkim jednak to bardzo udany debiut i nadzieja na naprawdę dobrą - nową! - autorkę literatury obyczajowej.
Ja już czekam na nową książkę Greaves ;)
A Ty? ;)





















Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu



11 komentarzy :

  1. Pod kątem psychologicznym jestem niesamowicie ciekawa tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam już o tej książce dużo pozytywnych opinii i od początku bardzo jestem jej ciekawa. Zwłaszcza pod względem fabuły. No i chcę się przekonać jak to zostało "zrobione" pod kątem psychologicznym. Książka naprawdę mnie intryguje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Obawiam się, że mimo pozytywnych opinii, jednak nie jest to w pełni książka dla mnie. Chyba sobie odpuszczę :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam i przypadła mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja niekoniecznie przepadam za obyczajówkami, choć może też być tak, że po prostu nie trafiłam na wystarczająco dużo tych dobrych, aby polubić ten gatunek. Opis "Cichych dni" oraz Twoja opinia są jednak zachęcające. Podoba mi się epistolarna część tej książki oraz to, że wzbudza tyle emocji. To przepis na dobrą książkę :)


    Pozdrawiam,
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że miałkich obyczajówek jest na tyle dużo, że część osób ma pecha i trafia wyłącznie na nie - stąd późniejszy uraz do tego gatunku ;)

      Usuń
  6. Początek wydawał mi się kiepski, po 1 rozdziale odłożyłam książkę na półkę. Ale wróciłam po tygodniu, i potem już czytałam z dużym zainteresowaniem. Pierwsza część trochę się ciągnie ("wersja Franka"). Potem nie mogłam się oderwać.
    Ta książka zmusza czytelnika do przemyśleń. Na niektóre postawy bohaterów reagowałam ze zdziwieniem - celowo nie piszę "zachowania", bo to były utrwalone postawy. Główny bohater to chyba niezdiagnozowany Asperger, a córeczka odziedziczyła geny. Ciekawe, że nikt nie szuka pomocy psychologa, psychiatry czy innego specjalisty (poza 1 nieudanym incydentem). Rodzice bezradni wobec problemów małego dziecka tym bardziej nie są w stanie mu pomóc gdy dorasta.
    Ta historia wydaje się trochę nierealistyczna, zwłaszcza ta piękna i bezpieczna relacja z córką, która potem nie ma kompletnie zaufania do rodziców... dziwne.
    Bardzo realistyczny jest za to opis zmagań z niepłodnością, jaki to jest ból dla kobiety. Bardzo dojrzały, jakby faktycznie autorka znała temat.
    Smutne, że spełnienie marzeń nie dało ostatecznie szczęścia głównym bohaterom.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie