W ostatnim czasie dosyć dobitnie przekonałam się, że budzące największe "zachwyty" wśród większości blogerów i najlepiej promowane książki wcale nie są na tyle dobre, by zasługiwać na tak wielką uwagę. Działa to też w drugą stronę - są autorzy, których powieści bawią i cieszą, ale niestety nieliczną tylko garstkę odbiorców - nikt inny po prostu ich nie zna. Mniej więcej tak wygląda sytuacja Mhairi McFarlane w Polsce. Pisze przezabawne, dowcipne i ciepłe historie, ale wciąż nie cieszą się one zbyt wielkim zainteresowaniem i popularnością. Niesłusznie zepchnięto ją w cień Helen Fielding i Marian Keyes, nie dając nawet szansy na obronę i powodując, że każda jej kolejna książka przechodzi bez większego echa.
Całkiem niesłuszne.
Całkiem niesłuszne.
Bycie singielką nie jest łatwe. Zwłaszcza jeśli masz trzydziestkę na karku i tendencję do pakowania się w kłopoty. Zwłaszcza, gdy jak Edie nie wykażesz się odpowiednim refleksem i pozwolisz się pocałować Panu Młodemu - i to tak, żeby świadkiem tego zdarzenia została świeżo poślubiona Panna Młoda. Panna Młoda i twoja koleżanka z pracy w jednym.
Wina nie zostaje podzielona na pół. Za postępek młodego małżonka ukarana i skazana na banicję przez współpracowników zostaje jedynie Edie. Dobrotliwy szef wyciąga jednak do kobiety pomocną dłoń i oferuje współpracę z jednym z najlepiej rokujących hollywoodzkich aktorów. Edie pakuje więc manatki i wraca do rodzinnego Nottingham, gdzie czeka na nią diaboliczna siostra, internetowy hejt i zadanie, z którym niekoniecznie chce się mierzyć.
Tylko czy w końcu dostrzeże, że życie nie polega na unikaniu wyzwań, a "oczekiwanie w milczeniu na to, że ktoś zacznie ci czytać w myślach , to taktyka straceńców"?
Lubię Mhari McFarlane i lubię jej najnowszą powieść, chociaż nie będę kłamać - na pewno nie jest najlepszą spośród tych, które do tej pory się u nas ukazały. Fabuła jest dosyć banalna i do złudzenia przypomina tę z pierwszej lepszej komedii romantycznej. Dodatkowo, po czterech przeczytanych książkach tej autorki, nie da się nie zauważyć, że w każdej z nich powiela ona pewien schemat i na podobnej zasadzie tworzy postaci i prowadzi ich losy. Wspólnym mianownikiem jej powieści są też główni męscy bohaterowie (nie żebym narzekała i uważała to za minus; absolutnie nie :D ) - Elliot w szerszej perspektywie reprezentuje dokładnie ten sam typ, co wcześniej Ben czy James. Uroczy, inteligentny, z ciętym językiem i wyglądem Adonisa - istny książę z bajki! I choć może jest on mało realny i zbyt cudowny, to jego "cudowność" ani nie razi, ani nie irytuje. Irytuje za to Edie, która nie potrafi wziąć życia w swoje ręce i niemal z radością odgrywa rolę ofiary. Zamiast spróbować wyjaśnić całą sytuację (która, jakby nie było, nie wynikała z jej winy), wybiera najłatwiejsze ze wszystkich możliwych wyjść - po prostu ucieka. Godzi się również na irracjonalne zachowanie młodszej siostry, nie wpadając na to, że antidotum na wszystkie ich problemy jest zwykła rozmowa. Nie dajcie się jednak zwieść - lekko denerwująca bohaterka nie jest wadą, za to nadaje całej opowieści realizmu i udowadnia, że dokładnie takie jest życie. Nieprzewidywalne, nieidealne i zwykle nie takie, jakbyśmy chcieli.
Tym, co mnie zaskoczyło (zszokowało?; wprawiło w osłupienie?) jest zakończenie całej powieści. Przywykłam do ładnych i spójnych domknięć większości wątków i - jak w komediach romantycznych - zjawiskowego happy endu. McFarlane zrobiła jednak coś strasznego (z punktu widzenia czytelnika); coś, co skomentować można jedynie zjadliwym "no nie wierzę!". Oczywiście nie zdradzę Wam, czym to "coś" było - to sprawdzicie, mam nadzieję, sami ;)
Tym, co mnie zaskoczyło (zszokowało?; wprawiło w osłupienie?) jest zakończenie całej powieści. Przywykłam do ładnych i spójnych domknięć większości wątków i - jak w komediach romantycznych - zjawiskowego happy endu. McFarlane zrobiła jednak coś strasznego (z punktu widzenia czytelnika); coś, co skomentować można jedynie zjadliwym "no nie wierzę!". Oczywiście nie zdradzę Wam, czym to "coś" było - to sprawdzicie, mam nadzieję, sami ;)
"Kim jest ta dziewczyna?" nie jest idealną, arcygenialną i przeciekawą książką. Nie dowiecie się z niej jak żyć i w jaki sposób zmienić koło, by samochód na powrót jeździł. Nie znajdziecie recepty na szczęście i tony haseł motywacyjnych. Przypomnicie sobie za to, jak to jest uśmiechać się do siebie samego i jak hamować (nieskutecznie, dodam :D ) wybuchy dzikiego śmiechu. Dojdziecie do wniosku, że tak naprawdę wcale nie jesteście pechowcami i życie w gruncie rzeczy się na Was nie uwzięło. Zmusicie znajomych, by przestali nazywać Was "Bridget" i utwierdzicie się w przekonaniu, że najlepszym lekarstwem na wszystko jest dobra - niekoniecznie ambitna i trudna - książka.
Jeśli tylko macie ochotę na coś lekkiego, zabawnego i świetnego na jesienną słotę - polecam dowiedzieć się KIM JEST TA DZIEWCZYNA? ;)
Jeśli tylko macie ochotę na coś lekkiego, zabawnego i świetnego na jesienną słotę - polecam dowiedzieć się KIM JEST TA DZIEWCZYNA? ;)
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu
Nie do końca wiem, czy ta książka trafi w mój gust. Ale spróbować nie zaszkodzi, a nuż się spodoba. ;-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOsobliwe Delirium
Otóż to :) A zanim podejmiesz decyzję, spróbuj przeczytać "Nie mówi nic, kocham cię". Jeśli spodoba Ci się humor McFarlane to śmiało możesz czytać WSZYSTKIE jej pozostałe książki ;)
UsuńOpis mnie zainteresował, recenzja również. Cóż, chyba się skuszę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
napolceiwsercu.blogspot.com
Zachęcam! :>
UsuńŚwietnie napisane! i masz rację nie zawsze to co wypromowane jest najlepsze... Nie wiem czy ta historia będzie dla mnie, ale chyba się kiedyś skuszę ;)
OdpowiedzUsuń1. Dzięki :>
Usuń2. To idealna książka na tzw. "odstresowanie się", polecam w wolnej chwili się z nią zapoznać :)
Czytam, czytam i sama nie wiem czy to pozycja dla mnie :) może kiedyś, w wolnej chwili po nią sięgnę, jednakże teraz na mojej liście znajduje się wiele zupełnie innych pozycji.
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com
Nie ma się co zmuszać, wiadomo ;) Przygodę z McFarlane sugeruję zacząć od "Nie mów nic, kocham cię" ;)
UsuńFaktycznie historia brzmi jak fabuła komedii romantycznej. ;) Czasami lubię takie lekkie książki na poprawę humoru, więc będę o niej pamiętała. ;)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńO, a właśnie kilkanaście minut temu czytałam negatywną recenzję tej książki! Mimo wszystko i tak po nią nie sięgnę, bo po prostu nie lubię zwykłych obyczajówek. A do tego okładka rodem z książeczki dla młodszych nastolatek (Koneko ocenia po okładce, tak ;p). Ewh. Autorka również jest mi nieznana.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Koneko z recenzje-koneko.blogspot.com
Okładka jest niestety straszna :/ O ile mnie pamięć nie myli to pierwotnie miał mieć ją "Załącznik" Rowell, odetchnęłam z ulgą, gdy finalnie wybrano inną. Szkoda tylko, że ten koszmarek przeszedł na książkę McFarlane :<
UsuńMnie nieco zainteresowała, ale tak nie wiem czy powinnam po nią sięgnąć. Bardziej przekonują mnie inne książki autorki, których jeszcze nie czytałam, m.in. "Nie mów nic, kocham cię". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSięgaj! :) A po tą, którą wymieniasz już koniecznie, moim zdaniem to najlepsza książka tej autorki ;)
UsuńO autorce faktycznie nigdy nie słyszałam! :/
OdpowiedzUsuńKsiążka mnie ciekawi, a z racji tego, że nie czytałam innych dzieł tej autorki to nie będę widziała tej schematyczności bohaterów, o której wspomniałaś i może okazać się to dla mnie bardzo dobra powieść. Na pewno przeczytam.
Pozdrawiam!
Przeczytaj :) A jak się spodoba - daj znać :>
Usuń