piątek, 28 października 2016

RECENZJA - "Kim jest ta dziewczyna?" Mhairi McFarlane




W ostatnim czasie dosyć dobitnie przekonałam się, że budzące największe "zachwyty" wśród większości blogerów i  najlepiej promowane książki wcale nie są na tyle dobre, by zasługiwać na tak wielką uwagę. Działa to też w drugą stronę - są autorzy, których powieści bawią i cieszą, ale niestety nieliczną tylko garstkę odbiorców - nikt inny po prostu ich nie zna.  Mniej więcej tak wygląda sytuacja Mhairi McFarlane w Polsce. Pisze przezabawne, dowcipne i ciepłe historie, ale wciąż nie cieszą się one zbyt wielkim zainteresowaniem i popularnością. Niesłusznie zepchnięto ją w cień Helen Fielding i Marian Keyes, nie dając nawet szansy na obronę i powodując, że każda jej kolejna książka przechodzi bez większego echa.
Całkiem niesłuszne. 


Bycie  singielką nie jest łatwe. Zwłaszcza jeśli masz trzydziestkę na karku i tendencję do pakowania się w kłopoty. Zwłaszcza, gdy jak Edie nie wykażesz się odpowiednim refleksem i pozwolisz się pocałować Panu Młodemu - i to tak, żeby świadkiem tego zdarzenia została świeżo poślubiona Panna Młoda. Panna Młoda i twoja koleżanka z pracy w jednym.
Wina nie zostaje podzielona na pół. Za postępek młodego małżonka ukarana i skazana na banicję przez współpracowników zostaje jedynie Edie. Dobrotliwy szef wyciąga jednak do kobiety pomocną dłoń i oferuje współpracę z jednym z najlepiej rokujących hollywoodzkich aktorów. Edie pakuje więc manatki i wraca do rodzinnego Nottingham, gdzie czeka na nią diaboliczna siostra, internetowy hejt i zadanie, z którym niekoniecznie chce się mierzyć.
Tylko czy w końcu dostrzeże, że życie nie polega na unikaniu wyzwań, a "oczekiwanie w milczeniu na to, że ktoś zacznie ci czytać w myślach , to taktyka straceńców"?



Lubię Mhari McFarlane i lubię jej najnowszą powieść, chociaż nie będę kłamać - na pewno nie jest najlepszą spośród tych, które do tej pory się u nas ukazały. Fabuła jest dosyć banalna i do złudzenia przypomina tę z pierwszej lepszej komedii romantycznej. Dodatkowo, po czterech przeczytanych książkach tej autorki, nie da się nie zauważyć, że w każdej z nich powiela ona pewien schemat i na podobnej zasadzie tworzy postaci i prowadzi ich losy. Wspólnym mianownikiem jej powieści są też główni męscy bohaterowie (nie żebym narzekała i uważała to za minus; absolutnie nie :D ) - Elliot w szerszej perspektywie reprezentuje dokładnie ten sam typ, co wcześniej Ben czy James. Uroczy, inteligentny, z ciętym językiem i wyglądem Adonisa - istny książę z bajki! I choć może jest on mało realny i zbyt cudowny, to jego "cudowność" ani nie razi, ani nie irytuje. Irytuje za to Edie, która nie potrafi wziąć życia w swoje ręce i niemal z radością odgrywa rolę ofiary. Zamiast spróbować wyjaśnić całą sytuację (która, jakby nie było, nie wynikała z jej winy), wybiera najłatwiejsze ze wszystkich możliwych wyjść - po prostu ucieka. Godzi się również na irracjonalne zachowanie młodszej siostry, nie wpadając na to, że antidotum na wszystkie ich problemy jest zwykła rozmowa. Nie dajcie się jednak zwieść - lekko denerwująca bohaterka nie jest wadą, za to nadaje całej opowieści realizmu i udowadnia, że  dokładnie takie jest życie. Nieprzewidywalne, nieidealne i zwykle nie takie, jakbyśmy chcieli.
Tym, co mnie zaskoczyło (zszokowało?; wprawiło w osłupienie?) jest zakończenie całej powieści. Przywykłam do ładnych i spójnych domknięć większości wątków i - jak w komediach romantycznych - zjawiskowego happy endu. McFarlane zrobiła jednak coś strasznego (z punktu widzenia czytelnika); coś, co skomentować można jedynie zjadliwym "no nie wierzę!". Oczywiście nie zdradzę Wam, czym to "coś" było - to sprawdzicie, mam nadzieję, sami ;)



"Kim jest ta dziewczyna?" nie jest idealną, arcygenialną i przeciekawą książką. Nie dowiecie się z niej jak żyć i w jaki sposób zmienić koło, by samochód na powrót jeździł. Nie znajdziecie recepty na szczęście i tony haseł motywacyjnych. Przypomnicie sobie za to, jak to jest uśmiechać się do siebie samego i jak hamować (nieskutecznie, dodam :D ) wybuchy dzikiego śmiechu. Dojdziecie do wniosku, że tak naprawdę wcale nie jesteście pechowcami i życie w gruncie rzeczy się na Was nie uwzięło. Zmusicie znajomych, by przestali nazywać Was "Bridget" i utwierdzicie się w przekonaniu, że najlepszym lekarstwem na wszystko jest dobra - niekoniecznie ambitna i trudna - książka.
Jeśli tylko macie ochotę na coś lekkiego, zabawnego i świetnego na jesienną słotę - polecam dowiedzieć się KIM JEST TA DZIEWCZYNA? ;)



















Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu 
http://www.harpercollins.pl/


16 komentarzy :

  1. Nie do końca wiem, czy ta książka trafi w mój gust. Ale spróbować nie zaszkodzi, a nuż się spodoba. ;-) Pozdrawiam
    Osobliwe Delirium

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to :) A zanim podejmiesz decyzję, spróbuj przeczytać "Nie mówi nic, kocham cię". Jeśli spodoba Ci się humor McFarlane to śmiało możesz czytać WSZYSTKIE jej pozostałe książki ;)

      Usuń
  2. Opis mnie zainteresował, recenzja również. Cóż, chyba się skuszę :D
    Pozdrawiam!

    napolceiwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie napisane! i masz rację nie zawsze to co wypromowane jest najlepsze... Nie wiem czy ta historia będzie dla mnie, ale chyba się kiedyś skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Dzięki :>
      2. To idealna książka na tzw. "odstresowanie się", polecam w wolnej chwili się z nią zapoznać :)

      Usuń
  4. Czytam, czytam i sama nie wiem czy to pozycja dla mnie :) może kiedyś, w wolnej chwili po nią sięgnę, jednakże teraz na mojej liście znajduje się wiele zupełnie innych pozycji.
    Justyna z livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się co zmuszać, wiadomo ;) Przygodę z McFarlane sugeruję zacząć od "Nie mów nic, kocham cię" ;)

      Usuń
  5. Faktycznie historia brzmi jak fabuła komedii romantycznej. ;) Czasami lubię takie lekkie książki na poprawę humoru, więc będę o niej pamiętała. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. O, a właśnie kilkanaście minut temu czytałam negatywną recenzję tej książki! Mimo wszystko i tak po nią nie sięgnę, bo po prostu nie lubię zwykłych obyczajówek. A do tego okładka rodem z książeczki dla młodszych nastolatek (Koneko ocenia po okładce, tak ;p). Ewh. Autorka również jest mi nieznana.

    Buziaki
    Koneko z recenzje-koneko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka jest niestety straszna :/ O ile mnie pamięć nie myli to pierwotnie miał mieć ją "Załącznik" Rowell, odetchnęłam z ulgą, gdy finalnie wybrano inną. Szkoda tylko, że ten koszmarek przeszedł na książkę McFarlane :<

      Usuń
  7. Mnie nieco zainteresowała, ale tak nie wiem czy powinnam po nią sięgnąć. Bardziej przekonują mnie inne książki autorki, których jeszcze nie czytałam, m.in. "Nie mów nic, kocham cię". Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgaj! :) A po tą, którą wymieniasz już koniecznie, moim zdaniem to najlepsza książka tej autorki ;)

      Usuń
  8. O autorce faktycznie nigdy nie słyszałam! :/
    Książka mnie ciekawi, a z racji tego, że nie czytałam innych dzieł tej autorki to nie będę widziała tej schematyczności bohaterów, o której wspomniałaś i może okazać się to dla mnie bardzo dobra powieść. Na pewno przeczytam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie