Lubię sięgać po lekkie książki. Takie, przez które się płynie i które bez problemu można czytać w zatłoczonym (i jakże głośnym!) metrze. Które są o stokroć przyjemniejsze od moich akademickich podręczników i przynajmniej o połowę od nich skromniejsze objętościowo.
Wiecie, co jeszcze lubię? Stawiać przed sobą nowe wyzwania. Wychodzić poza strefę własnego komfortu. Dlatego też, gdy tylko mam chwilkę wolnego, uwielbiam sięgać po książki, po które niekoniecznie sięgam na co dzień i które wymagają nieco zaangażowania. Takie, które może nie są łatwe, przyjemne i szybkie w czytaniu, ale które okazują się czymś znacznie więcej niż ładną tylko okładką.
Czy "Dżentelmen w Moskwie" znanego z "Dobrego wychowania" Towlesa okazał się być jedną z takich powieści...?
O, z pewnością.
O, z pewnością.
Wiersz.
Jeden, nawet niespecjalnie długi, wiersz.
Czy może pomóc, zaszkodzić albo w jakikolwiek sposób wpłynąć na czyjekolwiek losy?
Okazuje się, że może.
Wystarczył jeden tylko wiersz, by hrabia Rostow skazany został na areszt domowy i zmuszony do zamiany swego luksusowego apartamentu na skromny pokoik na poddaszu. Zostaje "byłym człowiekiem", traci większość swych materialnych dóbr, a przy okazji spotyka całą masę ludzi, którzy w różny sposób odcisną piętno na jego życiu.
Rostow bowiem się nie załamuje i z klasą - jak na dżentelmena przystało - udowadnia, że to nie bogactwo i status społeczny świadczą o wnętrzu człowieka, ale to, co kryje w swoim sercu.
Rostow bowiem się nie załamuje i z klasą - jak na dżentelmena przystało - udowadnia, że to nie bogactwo i status społeczny świadczą o wnętrzu człowieka, ale to, co kryje w swoim sercu.
„Powieść pełna przygód, romansów, uśmiechów losu i żartów”, twierdził The Wall Street Journal. "Wspaniała pod każdym względem, pełna uroku, życiowej mądrości i filozoficznej zadumy", wtórował Kirkus Reviews. Do tego ponoć "od dnia premiery ciągle znajduje się na liście bestsellerów New York Timesa"... Czytając takie rekomendacje nie można pozostać obojętnym i trzeba, po prostu trzeba, skonfrontować je z rzeczywistością. Dlatego - choć przecież zwykle nie czytuję książek z akcją osadzoną w Rosji - z wielką chęcią sięgnęłam po najnowszą powieść Towlesa.
I...
Tak. To naprawdę było dobre.
I...
Tak. To naprawdę było dobre.
I niezwykłe.
I bardzo, bardzo wyjątkowe.
I bardzo, bardzo wyjątkowe.
Pierwsze sto pięćdziesiąt stron było istną drogą przez mękę. Za nic nie byłam w stanie poczuć kreślonej piórem Towlesa Rosji, ciągle myliłam bohaterów (dzięki niebiosom za fantastyczne przypisy!) i dosłownie nic nie było tym, czego się spodziewałam i czego oczekiwałam. Było dziwnie sztywno, nieco chaotycznie i troszkę bezosobowo. Hrabia Rostow, pierwszoplanowy przecież bohater, nie wzbudzał we mnie absolutnie żadnych uczuć, a jego losy intrygowały równie mocno, co śpiący na poduszce kot. I kiedy byłam o krok od odłożenia - czy też prędzej rzucenia - tej książki w najciemniejszy kąt mojego domu (i mojej pamięci), stało się... coś dziwnego. Pojawiła się Anna, później Zofia i cała historia ruszyła z kopyta. Rostow okazał się nie nudnym hrabią z przestarzałymi poglądami, a uroczym, pełnym ciepła człowiekiem, który służy i dobrą radą, i pomocną dłonią. Towles ukazał nam kilkadziesiąt lat z jego życia, w tle przemycając fakty i najważniejsze wydarzenia z dziejów Rosji, dając nam przy tym nad wyraz subtelną i jakże przecież pouczającą lekcję historii. Niektóre opisy i anegdotki bywały co prawda przydługie, jednak autor nadrabiał je świetnym wyczuciem i poczuciem humoru, więc - nie wiem jak Wy - ale ja wybaczam ;)
Nie jest to książka, którą przeczytacie w przerwie między jednym, a drugim serialem i uprzedzam, że może Was troszkę wymęczyć, ale z czystym serduchem i z pełną świadomością deklaruję, że warto po nią sięgnąć. Odetchnijcie głęboko i dajcie się porwać tej niezwykłej historii.
Jestem pewna, że nie pożałujecie ;)
Nie jest to książka, którą przeczytacie w przerwie między jednym, a drugim serialem i uprzedzam, że może Was troszkę wymęczyć, ale z czystym serduchem i z pełną świadomością deklaruję, że warto po nią sięgnąć. Odetchnijcie głęboko i dajcie się porwać tej niezwykłej historii.
Jestem pewna, że nie pożałujecie ;)
Jeśli tylko lubicie klimatyczne opowieści z odrobiną historii w tle, jeśli choć na moment chcecie przenieść się w inne, pełne przepychu, czasy i jeśli tak bardzo brak Wam docenianych dawniej wartości, śmiało sięgajcie po "Dżentelmena w Moskwie" Amora Towlesa. To naprawdę wyjątkowa opowieść, którą warto poznać i którą warto się rozkoszować ;)
Za egzemplarz dziękuję
Bardzo podobała mi się ta pozycja, chociaż przez pierwsze kilkanaście stron byłam przekonana, że będzie to trudna książka :) Na szczęście okazała się bardzo piękną historią :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, maobmaze ♥
To uważamy tak samo :)
UsuńŚwietna recenzja, zachęca do przeczytania książki :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMam tytuł tej powieści już zapisany i nie ukrywam, że jest to książka, która od dłuższego czasu mnie prześladuję. Mam nadzieję, że będę pod wpływem jej uroki i odkryję w niej to, co najbardziej wartościowe.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, by tak właśnie było ;)
UsuńKsiążka ma bardzo nietypową okładkę, a fabuła też intryguje ;)
OdpowiedzUsuńkraina-ksiazek-stelli.blogspot.com
Okładka jest piękna, a do tego - w egzemplarzach finalnych - twarda <3
UsuńMam tę książkę w planach. Oprócz pozytywnych opinii przekonała mnie Moskwa w tytule :) Czasem do niej wracam. Choćby na chwilę :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńO proszę :)
UsuńBardzo fajna recenzja, zostałem przez ciebie zachęcony. Jeśli będzie możliwość to z pewnością przeczytam. - Zdecydowanie wole książki, które nie czyta się "w przerwie między jednym, a drugim serialem".
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru i będę śledził twojego bloga :)
Dzięki! :)
UsuńWzajemnie. Witaj na pokładzie ;)