Zdradzę Wam pewną tajemnicę.
Boję się sięgać po balansujące na granicy literatury młodzieżowej i New Adult książki rodzimych autorów, bo w zasadzie nigdy nie są one dobre. Są za to pełne kiczu, przesadnego dramatyzmu, kulawego języka i steku banałów, a do tego męczą bardziej niż godzinny sprint w deszczowy dzień. Omijam je więc szerokim łukiem i każdej takiej powieści mówię zazwyczaj stanowcze "NIE".
Zazwyczaj.
Z "Najlepszym powodem, by żyć" było jednak nieco inaczej. Odwrócił moją uwagę przyjemną dla oka okładką, całkiem zgrabnym opisem i pełnym entuzjastycznych słów mailem od wydawnictwa.
Stwierdziłam więc, że zaryzykuję; zaryzykuję i przeczytam, bez większych oczekiwań, za to z kilkoma gramami uprzedzeń.
Zaryzykowałam. I chyba było warto.
Boję się sięgać po balansujące na granicy literatury młodzieżowej i New Adult książki rodzimych autorów, bo w zasadzie nigdy nie są one dobre. Są za to pełne kiczu, przesadnego dramatyzmu, kulawego języka i steku banałów, a do tego męczą bardziej niż godzinny sprint w deszczowy dzień. Omijam je więc szerokim łukiem i każdej takiej powieści mówię zazwyczaj stanowcze "NIE".
Zazwyczaj.
Z "Najlepszym powodem, by żyć" było jednak nieco inaczej. Odwrócił moją uwagę przyjemną dla oka okładką, całkiem zgrabnym opisem i pełnym entuzjastycznych słów mailem od wydawnictwa.
Stwierdziłam więc, że zaryzykuję; zaryzykuję i przeczytam, bez większych oczekiwań, za to z kilkoma gramami uprzedzeń.
Zaryzykowałam. I chyba było warto.
Dominika ma szesnaście lat, wspaniały dom i kochającego ojca. Ma przyjaciół, chłopaka i matkę, z którą się nie dogaduje, ma plany i apetyt na życie.
Jeden dzień, jedno zdarzenie, tragiczny wypadek. I jej zdrowie wisi na włosku. Dziewczyna ląduje w szpitalu z zagrażającymi życiu oparzeniami, a kochający ojciec trafia do więzienia.
Żeby żyć, Dominika musi zacząć walczyć.
Jeden dzień, jedno zdarzenie, tragiczny wypadek. I jej zdrowie wisi na włosku. Dziewczyna ląduje w szpitalu z zagrażającymi życiu oparzeniami, a kochający ojciec trafia do więzienia.
Żeby żyć, Dominika musi zacząć walczyć.
Tylko czy można wygrać, kiedy już się poddało? Czy starania innych mogą zastąpić naszą wolę walki? I czy miłość naprawdę jest w stanie zmienić wszystko...?
Jestem zaskoczona. Naprawdę. Fakt, okładkowy opis spodobał mi się od samego początku, przywykłam jednak do tego, że nie zawsze (a w zasadzie prawie nigdy) jest on tożsamy z fenomenalną fabułą. I chociaż "Najlepszy powód, by żyć" mnie nie powalił, nie oczarował (a ponoć miał) i nie wywołał huraganu emocji, to o dziwo bardzo dobrze się czytał. Rozdziały w nim zawarte są dosyć krótkie i podzielone na "przedtem" oraz "teraz", a narrację prowadzą dwie osoby - poparzona Dominika i od czasu do czasu Marcel, chłopak, który spróbuje być jej kołem ratunkowym. Ich relacja jest dosyć naturalna i (całe szczęście!) pozbawiona zbędnego patosu oraz szumnych deklaracji rodem z "Tysiąca słów" Tillie Cole. Pani Docher popuściła jednak odrobinę wodze fantazji, czego skutkiem jest nieco absurdalna decyzja, którą nasz Marcel podejmuje już na samym początku znajomości; równie absurdalne są niektóre używane przez niego zwroty - ja rozumiem, slang slangiem, ale warto jednak zadbać o wyrażenia, które zrozumie choć część czytelników. Pomimo tych "uchybień", Marcel okazał się być dosyć przyjemną postacią. I chociaż jest na bakier z ortografią, chociaż jego decyzje nie zawsze są zrozumiałe, to - kolokwialnie mówiąc - ma chłopak głowę na karku. W mojej ocenie jest znacznie ciekawszą postacią niż Dominika, w założeniu główna bohaterka. Nie chodzi o to, że jej nie polubiłam, jest jednak nieco nijaka. Tak, przeżyła tragiczny wypadek; tak, ma prawo, by się załamać i tak, na pewno ma coś do powiedzenia - szkoda jednak, że nie mówi o sobie zbyt wiele. Zabrakło mi głębszej analizy jej psychiki, jej przemyśleń, czegoś, co pozwoliłoby nam, czytelnikom, jeszcze lepiej ją poznać. Jeśli zaś chodzi o fizyczne obrażenia dziewczyny to pani Docher spisała się niemal na medal i czuć, że przed napisaniem tej historii przeprowadziła solidny research. I za to należą się jej brawa.
Za to oraz za zakończenie; za próby uczynienia jej książki nieprzewidywalną (momentami się to udało ;) ) i za odejście od dosyć oklepanego już w literaturze NA tematu choroby nowotworowej. Za pozytywny w gruncie rzeczy przekaz, za udowodnienie, że każdy z nas ma milion powodów, by żyć i że najważniejszym jest to, byśmy otworzyli oczy i serce choć na jeden z nich ;)
"Najlepszy powód, by żyć" na pewno nie trafi na listę moich ulubionych powieści dla młodzieży i na pewno nie przebije "Ponad wszystko" Nicoli Yoon, do którego - słowo daję! - bywa porównywany. Wciąż pozostaje jednak lekką (pomimo poważnego przecież tematu) lekturą, idealną i na końcówkę lata, i na długie jesienne wieczory; lekturą, która z pewnością nie zawiedzie ani jednego fana New adult. Jeśli więc tylko nim jesteś...
Chyba wiesz, co powinieneś przeczytać? :)
Jestem zaskoczona. Naprawdę. Fakt, okładkowy opis spodobał mi się od samego początku, przywykłam jednak do tego, że nie zawsze (a w zasadzie prawie nigdy) jest on tożsamy z fenomenalną fabułą. I chociaż "Najlepszy powód, by żyć" mnie nie powalił, nie oczarował (a ponoć miał) i nie wywołał huraganu emocji, to o dziwo bardzo dobrze się czytał. Rozdziały w nim zawarte są dosyć krótkie i podzielone na "przedtem" oraz "teraz", a narrację prowadzą dwie osoby - poparzona Dominika i od czasu do czasu Marcel, chłopak, który spróbuje być jej kołem ratunkowym. Ich relacja jest dosyć naturalna i (całe szczęście!) pozbawiona zbędnego patosu oraz szumnych deklaracji rodem z "Tysiąca słów" Tillie Cole. Pani Docher popuściła jednak odrobinę wodze fantazji, czego skutkiem jest nieco absurdalna decyzja, którą nasz Marcel podejmuje już na samym początku znajomości; równie absurdalne są niektóre używane przez niego zwroty - ja rozumiem, slang slangiem, ale warto jednak zadbać o wyrażenia, które zrozumie choć część czytelników. Pomimo tych "uchybień", Marcel okazał się być dosyć przyjemną postacią. I chociaż jest na bakier z ortografią, chociaż jego decyzje nie zawsze są zrozumiałe, to - kolokwialnie mówiąc - ma chłopak głowę na karku. W mojej ocenie jest znacznie ciekawszą postacią niż Dominika, w założeniu główna bohaterka. Nie chodzi o to, że jej nie polubiłam, jest jednak nieco nijaka. Tak, przeżyła tragiczny wypadek; tak, ma prawo, by się załamać i tak, na pewno ma coś do powiedzenia - szkoda jednak, że nie mówi o sobie zbyt wiele. Zabrakło mi głębszej analizy jej psychiki, jej przemyśleń, czegoś, co pozwoliłoby nam, czytelnikom, jeszcze lepiej ją poznać. Jeśli zaś chodzi o fizyczne obrażenia dziewczyny to pani Docher spisała się niemal na medal i czuć, że przed napisaniem tej historii przeprowadziła solidny research. I za to należą się jej brawa.
Za to oraz za zakończenie; za próby uczynienia jej książki nieprzewidywalną (momentami się to udało ;) ) i za odejście od dosyć oklepanego już w literaturze NA tematu choroby nowotworowej. Za pozytywny w gruncie rzeczy przekaz, za udowodnienie, że każdy z nas ma milion powodów, by żyć i że najważniejszym jest to, byśmy otworzyli oczy i serce choć na jeden z nich ;)
"Najlepszy powód, by żyć" na pewno nie trafi na listę moich ulubionych powieści dla młodzieży i na pewno nie przebije "Ponad wszystko" Nicoli Yoon, do którego - słowo daję! - bywa porównywany. Wciąż pozostaje jednak lekką (pomimo poważnego przecież tematu) lekturą, idealną i na końcówkę lata, i na długie jesienne wieczory; lekturą, która z pewnością nie zawiedzie ani jednego fana New adult. Jeśli więc tylko nim jesteś...
Chyba wiesz, co powinieneś przeczytać? :)
Za egzemplarz dziękuję
New Adult to mój ulubiony gatunek, a ta książka jest w moich czytelniczych planach i już się nie mogę doczekać aż wpadnie w moje ręce :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Skoro lubisz New Adult to obowiązkowo powinnaś po nią sięgnąć, na pewno Ci się spodoba ;)
UsuńTrochę się boję tej lektury, ale zgodziłam się zaryzykować ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam, zobaczymy, co z tego wyniknie ;)
Daj znać, gdy już ją przeczytasz ;)
UsuńZ pewnością prędzej czy później po nią sięgnę. Opis zachęca ale opinie na temat tej książki są bardzo podzielone, właśnie z tego powodu chcę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, maobmaze ♥
Pewnie, najlepiej samemu się przekonać i ją sprawdzić ;)
UsuńPrzeczytałam i muszę przyznać, że było warto :) Chociaż książka nie ma samych zalet, to naprawdę jest świetna :D
OdpowiedzUsuńDokładnie :>
UsuńJestem w połowię książki i ten slang bardzo mnie odtrąca. Reszta jest okay, nic więcej.
OdpowiedzUsuńhttps://weruczyta.blogspot.com/
Zauważyłam, że rzeczywiście razi on nie tylko mnie, ale i wiele innych osób :/
UsuńJa też bardziej polubiłam Marcela niż Dominikę. Co prawda, styl jego wypowiedzi może nie do końca będzie wszystkim pasował, ale ja nieraz zaśmiałam się, gdy je poznawałam, zatem lepsze to niż brak emocji. A sama historia nie jest może nadzwyczajna, ale przyjemnie się ją czyta.
OdpowiedzUsuńW sumie racja, mnie też czasem śmieszyła ta jego mowa :D
UsuńLubię taką tematykę więc na pewno sięgnę także i po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
czytelniczkaa97.blogspot.com
Powinna Ci się spodobać ;)
UsuńTrafiałam chyba na same negatywne recenzje na temat tej książki, już sobie ją darowałam, a teraz muszę znowu to przemyśleć :P
OdpowiedzUsuń:D
UsuńMam tą książkę u siebie i jest ona następna w kolejce do czytania, ale nie mogę powiedzieć, że, tak jak Ty, nie mam obaw. Połączenie: polska autorka i powieść młodzieżowa nie brzmi dla mnie dobrze. Mimo to dałaś mi nadzieję, że ta książka może się podobać. Spróbuję podejść do niej jak do całkiem obcej lektury i nie sugerować się uprzedzeniami :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i buziaki!
BOOKS OF SOULS
Też miałam obawy (z dokładnie tych samych powodów co Ty) i oczywiście część z nich była słuszna, ale o dziwo naprawdę dobrze czytało mi się tę książkę. Mam nadzieję, że z Tobą będzie podobnie :)
UsuńCzytałam i fakt, szybko i całkiem przyjemnie minęło, ale jednak moja ocena nie jest zbyt pozytywna. Miałam wrażenie, że książka jest niedopracowana i jest dopiero jakimś szkicem, nad którym dopiero będą porządne prace. ;/
OdpowiedzUsuńGdy teraz o tym pomyślę to rzeczywiście coś w tym jest... Może będą kolejne części (co sugeruje zakończenie) i stąd te odczucia ;)
UsuńMi do tematyki NA strasznie daleko, może dla tego, że nie powstała żadna książka w tym gatunku skierowana prosto do męskiego odbiorcy (może powstała, ale ja o niej nic nie wiem?), ale Kaś z mowmikate ostatnio bardzo mocno weszła w ten gatunek i narzekała, że nie ma dobrych książek z naszego podwórka. A tutaj proszę nawet zjadliwa powieść :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Emil :)
Jeśli rzeczywiście powstała to też nie mam o tym zielonego pojęcia ;)
UsuńI zgadzam się ze wspomnianą Kaś, zdecydowanie brakuje dobrych książek NA autorstwa naszych rodaków (co jednak nie oznacza, że nie ma ich wcale ;) ).
Również pozdrawiam :>