poniedziałek, 12 lutego 2018

RECENZJA - "Dom łez" Lindy Bleser





Chyba każdy z nas nie raz i i nie dwa zastanawiał się, "co by było gdyby..."
Gdybyśmy poszli inną ścieżką, dokonali innych wyborów i żyli innym życiem.
Czy wybierając inaczej, wybralibyśmy lepiej?
A gdybyśmy mieli szansę to sprawdzić...?




Jenna miała niespełna trzynaście lat, gdy jej matka, wzięta poetka, popełniła samobójstwo. Kilkanaście lat później Jenna jest dorosłą, niezadowoloną z życia kobietą, która musiała zbyt szybko się usamodzielnić i stać się rodzicem dla swojej młodszej siostry.
Jenna nieustannie ucieka przed życiem i panicznie obawia się, że podzieli los matki. W efekcie jej żywot przypomina wegetację, a ona sama  stroni nie tyle przed rozrywkami, co przed jakimikolwiek aktywnościami.
Aż nagle Cassie, siostra Jenny, postanawia kupić dom.
Dom łez.
Dom, który stanie się portalem i szansą na dokonanie nowych (i innych!) wyborów.
Tylko czy "inne" rzeczywiście będą "lepsze"?





Nawet nie wiecie jak bardzo chciałam przeczytać tę książkę. Urzekająca okładka i nieco paranormalny motyw, który miał prowadzić naszą bohaterkę do przełomowych odkryć (tudzież przemyśleń) skusiły mnie od razu i  gdy tylko zobaczyłam fizyczny egzemplarz książki, zaczęłam żałować, że jest tak licha objętościowo.
Okazuje się jednak, że był to powód wyłącznie do radości, bo licha jest nie tylko jej objętość, co zwyczajnie ona sama (i cała!).
Pomysł na fabułę nie jest najgorszy i choć oczywiście nie jest też zbytnio oryginalny, to mógłby być rozwinięty w ciekawy sposób. Niestety, warsztat autorki mocno kuleje. Już dawno nie czytałam tak drętwo napisanej historii. Główna bohaterka czuje się w obowiązku informować czytelnika o każdym procesie myślowym, który zachodzi w jej dość infantylnej i mało rozgarniętej głowie, a jej zachowanie i naiwność wręcz wołają o pomstę do nieba.  Tłumaczy nam (i to obrazowo, jak dziecku) każdą swoją decyzję, dwadzieścia razy na stronę zadaje pytania retoryczne (na które - o bogowie! - jednak odpowiada) , a większość swych działań argumentuje niezawodnym "A tak!". Jest irytująca, nieracjonalna i bardzo, bardzo dziecinna. Nudne są zresztą nie tylko przemyślenia głównej bohaterki, ale i wszystkie dialogi, które są i toporne, i najzwyczajniej w świecie sztuczne niczym stokrotki w grudniu.
Nie mogę nie wspomnieć o kolejnej irytującej kwestii - Bleser uczepiła się jednego tylko tematu. Nie byłoby to aż tak straszne, gdyby pociągnęła go dalej, gdyby jej opowieść miała, kolokwialnie mówiąc, ręce i nogi. Tymczasem nie, moi drodzy, "Dom łez" to blisko trzysta stron o jednym i tym samym, przemielonym nawet nie na milion, a na wciąż ten sam sposób. Ileż można, prawda?
Według Bleser - jak widać - można. I to aż do znudzenia.






"Dom łez" to irytująca i męcząca książka, która ani nie przemawia do czytelnika, ani nie zostawia po sobie żadnego śladu. Zdecydowanie nie polecam.
No chyba że jesteście masochistami, łaknącymi kolejnych sposobów na umęczenie swej duszy. Wtedy jak najbardziej, czytajcie.
Jestem pewna, że lektura będzie wyborna :D ;)






















Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu

10 komentarzy :

  1. Hehehe świetna recenzja *.* Negatywne są najlepsze ♡
    Książka zapowiadała się całkiem dobrze: ta okładka i enigmatyczny opis, a tu dup*!
    Szkoda, bo wydaje mi się, że potencjał był. No nic, będę omijać ten twór szerokim łukiem.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, zdążyłam się zorientować, że właśnie takie lubisz najbardziej :D ;)

      Usuń
  2. O nieee, jak strasznie :D Myślałam o tej książce ostatnio bo skusiła mnie okładka i w sumie tytuł dawał na dzieję na jakiś znośny dramat/obyczajówkę... Niestety, nie wszyscy powinni pisać książki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta okładka jest cudna, ale widzę, że treść jej nie dorównuje :D Raczej po nią nie sięgnę, no chyba, że nadarzy się kiedyś okazja, a ja naprawdę nie będę miała już co czytać (co pewnie w ciągu kilku najbliższych miesięcy, jeśli nie lat się nie zdarzy) :)

    Pozdrawiam cieplutko!

    czytelniczkaa97.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi dość intrygująco i nietypowo.

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurdee no i mam dylemat - czytać, czy nie czytać. xD
    Bo powiem Ci że miałam wielką ochotę na tę ksiązkę, ale po twojej recenzji to już sama nie wiem czy się za to zabierać, bo szkoda mi trochę czasu na kiepskie książki... Może się skuszę bo opis i okładka zapowiadają fantastyczną lekturę... Muszę się jeszcze zastanowić. xD
    Pozdrawiam!
    https://recenzjeklaudii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie