środa, 30 stycznia 2019

RECENZJA - "Miasteczko Worthy" Marybeth Mayhew Whalen




Rzadko daję wiarę blurbom czy dłuższym polecajkom pisanym przez kolegów po piórze, dlatego też niespecjalnie przejęłam się porównaniem "Miasteczka Worthy" do tak uwielbianych przeze mnie powieści Jodi Picoult czy Liane Moriarty. Czułam, że to kolejny (tani, dodam) chwyt marketingowy, mający tyle wspólnego z rzeczywistością, co ja z Albertem Einsteinem.  
Okazało się jednak, że książka Marybeth Mayhew Whalen jest naprawdę mocno podobna do tego, co tworzy Moriarty (co do Picoult - aż tak bym się nie rozpędzała :D ) i że - cholera! - jest zaskakująco wręcz dobra.
Ha.
Może ja i geniusz od E=mc2 też mamy ze sobą coś wspólnego :D ;)






Worthy. Miasteczko w stanie Georgia.
Zimna jesienna noc.
Rozdzierające ciszę syreny alarmowe.
Trzy zbyt szybko skończone życia.
I chłopak, który - o ironio! - przeżył.

Tragedia, która dotyka Worthy, na zawsze zmieni życie mieszkańców. Marglyn, której córka zginęła w wypadku. Darcy, której syn go spowodował. Avy, nauczycielki ukrywającej własny skandal i Leah, która robi wszystko, by prawda o pewnym szkolnym procederze nie przyniosła jej hańby.
Plotka zaczyna jednak gonić plotkę, sekrety wychodzą na jaw, a oskarżenia mnożą się w zastraszającym tempie.

Prawda niebawem wyjdzie na jaw, a Worthy... Worthy czeka albo odkupienie, albo upadek.






Nie miałam wobec tej książki większych oczekiwań. Ot, "kolejna obyczajówka reklamowana ładnymi słówkami", myślałam. Ale wiecie co? To nie jest zwykła obyczajówka. To kawał dobrej, wielopłaszczyznowej historii, która podbije serducho każdego fana "Gotowych na wszystko" i opowieść, która z każdą kolejną stroną angażuje coraz mocniej.
Jestem pod wielkim wrażeniem stylu Marybeth Mayhew Whalen. Lubię sposób, w jaki tworzy swych bohaterów, lubię to, jak prowadzi odrębne pozornie wątki, które potem zgrabnie splata. Wnikliwie analizuje życie mieszkańców Worthy i fenomenalnie oddaje klimat małej, zamkniętej społeczności, w której równie szybko jak bohaterem można zostać wrogiem nr 1.  Niesamowicie spodobały mi się rozdziały poświęcone Marglyn, matce, która w tragicznym wypadku straciła jedno z dzieci. Whalen fenomenalnie ukazała trawionego wyrzutami sumienia rodzica i przygniatające poczucie winy. Do tego za świetny pomysł uważam ukazanie jednego wydarzenia z perspektywy czterech zamieszanych w to kobiet - to niesamowite jak łatwo jest tworzyć przeróżne hipotezy, jak szybko można zgubić się we własnych rozważaniach i jak bezproblemowo przychodzi niektórym ferowanie wyroków.
Prawda w końcu wychodzi na jaw, ale wychodzi dopiero na ostatnich kartach powieści, co uważam za strzał w dziesiątkę. Ostatni rozdział, swego rodzaju epilog pisany z perspektywy utraconych dziewczyn, to bodaj najlepszy z możliwych sposobów na zamknięcie tej historii. To nad wyraz subtelna kropka nad "i" i wyczerpująca odpowiedź na wszystkie pytania i wszystkie sekrety.
Sekrety, które nigdy nie powinny nimi być. 






"Miasteczko Worthy" to bardzo dobra i bardzo intrygująca powieść o miejscu, w którym każdy się zna i każdy ma swoją teorię. Opowieść o stracie, o żalu, o tajemnicach - tych dużych i tych małych. Historia o sławach, którym popularność odebrała rozum i przyzwoitość, i o ich ofiarach, które były zbyt słabe,  by o siebie walczyć.
Szczerze polecam.











Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu


2 komentarze :

  1. Jestem bardzo ciekawa tych wszystkich tajemnic. Na pewno sięgnę po tę książkę, bo lubię takie klimaty.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie