Trzy książki pani Slaughter już za mną i jak na razie - prócz "Moich ślicznych" - każda mi się podobała. Dlatego też z chęcią sięgnęłam po jej najnowszą powieść, "Ostatnią wdowę", choć postać Willa Trenta była mi całkiem obca.
Sięgnęłam i cóż...
Chyba nie do końca tego się spodziewałam... :/
Zwyczajny dzień. 40-kilkuletnia Michelle Spivey robi zakupy ze swoją córką. Wychodzi ze sklepu i... znika. Policja szybko rozpoczyna poszukiwania zaginionej, które jednak - niestety! - nie przynoszą żadnego efektu.
Miesiąc później spokojny poranek Willa Trenta i Sary Linton przerywa wycie syren. Mimo doświadczenia agenta Trenta, sytuacja bardzo szybko wymyka się spod kontroli. Linton zostaje porwana, a oprawcy stają się niemożliwi do namierzenia.
Will Trent zmuszony zostaje do pracy pod przykrywką, a prawda o losie Spivey okazuje się nad wyraz brutalna...
Nie będę Was oszukiwać - początek książki (ha, a raczej pierwsza jej połowa) jest zwyczajnie słaby. Jest nudno, a akcja ślimaczy się bardziej niż drepcząca mucha przyczepiona do lepu. Później jest już na szczęście lepiej, tempo przyspiesza i gdzieś ginie obecny wcześniej chaos.
Od samego początku fabuła prowadzona jest dwutorowo - towarzyszymy zarówno Willowi, jak i Sarze. Przez pewien czas jest to nużące, wszak Sara i Will są razem, w zasadzie czytamy dwa razy to samo, z niewielkimi jedynie modyfikacjami. Dalej sytuacja ulega zmianie, więc i wprowadzona przez Slaughter dwutorowość plusuje.
Co zaś do samej fabuły... Hm. Koncept może był i dobry, ale zabrakło mu jakiejś ikry. Elementu, który zwaliłby czytelnika z nóg. Czegoś, przez co trudno byłoby się oderwać od lektury. A tak niby jest w porządku, niby czytasz dalej, ale w gruncie rzeczy nie czujesz potrzeby, by MUSIEĆ to robić dalej. Niektóre rozdziały są niemożliwie rozwleczone i nużące, a choć zdarzają się też te nieco ciekawsze to - niestety - jest ich zdecydowanie mniej niż być powinno.
W ostatecznym rozrachunku książka rozczarowuje.
A przynajmniej mnie.
Choć Slaughter bywa nazywana "mistrzynią/królową thrillerów", to "Ostatnia wdowa" - w moim mniemaniu - jest bardziej powieścią sensacyjną niźli soczystym thrillerem. Jeśli więc liczycie na, kolokwialnie mówiąc, ostrą jazdę bez trzymanki to... To możecie się porządnie rozczarować.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Szkoda, że autorka nie wykorzystała potencjału drzemiącego w tej historii.
OdpowiedzUsuńTeż żałuję :(
UsuńJa jeszcze w ogóle nie znam książek tej autorki. Na pewno jednak kiedyś się skuszę.
OdpowiedzUsuńPolecam zwłaszcza "Dobrą córkę" ;)
Usuń