piątek, 6 grudnia 2019

RECENZJA - "Ostatnia wdowa" Karin Slaughter




Trzy książki pani Slaughter już za mną i jak na razie - prócz "Moich ślicznych" - każda mi się podobała. Dlatego też z chęcią sięgnęłam po jej najnowszą powieść, "Ostatnią wdowę", choć postać Willa Trenta była mi całkiem obca.
Sięgnęłam i cóż...
Chyba nie do końca tego się spodziewałam... :/



Zwyczajny dzień. 40-kilkuletnia Michelle Spivey robi zakupy ze swoją córką. Wychodzi ze sklepu i... znika. Policja szybko rozpoczyna poszukiwania zaginionej, które jednak - niestety! - nie przynoszą żadnego efektu.
Miesiąc później spokojny poranek Willa Trenta i Sary Linton przerywa wycie syren. Mimo doświadczenia agenta Trenta, sytuacja bardzo szybko wymyka się spod kontroli. Linton zostaje porwana, a oprawcy stają się niemożliwi do namierzenia.
Will Trent zmuszony zostaje do pracy pod przykrywką, a prawda o losie Spivey okazuje się nad wyraz brutalna...





Nie będę Was oszukiwać - początek książki (ha, a raczej pierwsza jej połowa) jest zwyczajnie słaby. Jest nudno, a akcja ślimaczy się bardziej niż drepcząca mucha przyczepiona do lepu. Później jest już na szczęście lepiej, tempo przyspiesza i gdzieś ginie obecny wcześniej chaos.
Od samego początku fabuła prowadzona jest dwutorowo - towarzyszymy zarówno Willowi, jak i Sarze. Przez pewien czas jest to nużące, wszak Sara i Will są razem, w zasadzie czytamy dwa razy to samo, z niewielkimi jedynie modyfikacjami. Dalej sytuacja ulega zmianie, więc i wprowadzona przez Slaughter dwutorowość plusuje.
Co zaś do samej fabuły... Hm. Koncept może był i dobry, ale zabrakło mu jakiejś ikry. Elementu, który zwaliłby czytelnika z nóg. Czegoś, przez co trudno byłoby się oderwać od lektury. A tak niby jest w porządku, niby czytasz dalej, ale w gruncie rzeczy nie czujesz potrzeby, by MUSIEĆ to robić dalej. Niektóre rozdziały są niemożliwie rozwleczone i nużące, a choć zdarzają się też te nieco ciekawsze to - niestety - jest ich zdecydowanie mniej niż być powinno.
W ostatecznym rozrachunku książka rozczarowuje.
A przynajmniej mnie.





Choć Slaughter bywa nazywana "mistrzynią/królową thrillerów", to "Ostatnia wdowa" - w moim mniemaniu - jest bardziej powieścią sensacyjną niźli soczystym thrillerem. Jeśli więc liczycie na, kolokwialnie mówiąc, ostrą jazdę bez trzymanki to... To możecie się porządnie rozczarować.






















Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu


4 komentarze :

  1. Szkoda, że autorka nie wykorzystała potencjału drzemiącego w tej historii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jeszcze w ogóle nie znam książek tej autorki. Na pewno jednak kiedyś się skuszę.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie