Pulitzer odebrany w 2015 roku. Najlepsza historyczna powieść według użytkowników portalu lubimy czytać, przez wielu porównywana do bestsellerowej "Złodziejki książek" Marcusa Zusaka. Dzieło tworzone przez dziesięć lat (!), z intrygującym tytułem, wpadającą w oko okładką i tematem, który niezmiennie wzrusza i porusza. Wydawać by się mogło, że w moje ręce wpadła prawdziwa literacka perełka, której długo nie zapomnę i którą trudno będzie przebić. Okazało się jednak, że nie będzie to wyczyn godny kaskadera, a jedno, jedyne słowo, które idealnie opisuje mój stosunek do powieści Doerra to - nie, tym razem to nie "rozczarowanie" - dziś to "ambiwalencja".
Ta historia nie miała prawa się nie udać, a jej przeznaczeniem było łamanie ludzkich serc. Druga wojna światowa, Hitler, propaganda oraz zamieszanie. Głód, brud i strach, a pośród tego wszystkiego ONI, stojący po dwóch stronach barykady. Ona to francuska dziewczynka wychowywana przez ojca, pozbawiona tak cennego zmysłu jakim jest wzrok. On, Werner, jest niemiecką sierotą żyjącą z gromadką innych dzieci pod skrzydłami Frau Eleny
i obdarzoną niezwykłym talentem technicznym. W czasach szarganych niepokojem, za sprawą 12 amerykańskich bombowców, 480 bomb i 30,5 tony materiałów wybuchowych, ich losy nieodwracalnie się ze sobą splotą. Razem z nimi w świetle kamer znajdzie się też pewien magiczny przedmiot oraz wykonana z niezwykłą starannością makieta, która być może skrywa więcej tajemnic niż powinna.
i obdarzoną niezwykłym talentem technicznym. W czasach szarganych niepokojem, za sprawą 12 amerykańskich bombowców, 480 bomb i 30,5 tony materiałów wybuchowych, ich losy nieodwracalnie się ze sobą splotą. Razem z nimi w świetle kamer znajdzie się też pewien magiczny przedmiot oraz wykonana z niezwykłą starannością makieta, która być może skrywa więcej tajemnic niż powinna.
Ta historia nie miała prawa się nie udać, a jej przeznaczeniem było łamanie ludzkich serc. Dlaczego więc nie złamała mojego?
W "TMI Book Tag" pisałam, że przeczytanie książki w ekstremalnych warunkach zajmuje mi tydzień. Po "Świetle, którego nie widać" powinnam chyba kliknąć przycisk "edytuj" przy tamtym poście, bo ślęczałam nad nią - UWAGA, UWAGA - całe 16 dni. Nie będę się tłumaczyć, że to przez nadmiar obowiązków na uczelni, chorobę czy wyczerpanie, bo byłaby to wierutna bzdura. Czasu miałam aż nadto, za to chęci do czytania tej książki zero. Początkowo byłam zachwycona krótkimi, dwustronicowymi rozdziałami. Nie znoszę przerywać czytania w środku zdania czy w połowie konkretnej myśli autora, dlatego zabieg ten wydawał mi się idealny w każdym calu. Szybko jednak zweryfikowałam ten pogląd, bo krótkie rozdziały uniemożliwiły mi poczucie historii snutej przez Doerra. Nie zdążyłam jeszcze poczuć strachu Marie-Laure, a już byłam rzucana w świat Wernera, co więcej kilka lat później czy wcześniej. Często gubiłam się w historii, a co najgorsze przez cały czas towarzyszyło mi dziwne uczucie, że umknęło mi coś ważnego, że coś przeoczyłam i dlatego nie wiem co tak naprawdę się dzieje. Ku własnemu niezadowoleniu zdarzało mi się skakać wzrokiem po tekście i omijać niektóre wersy, dlatego gdy tylko skończyłam czytać (męczyć?) tę powieść w końcu odetchnęłam z ulgą.
Teoretycznie nie mam tej książce nic do zarzucenia. Doerr pisał ją prostym, w miarę zwięzłym językiem, stronił od dziwnych porównań i trudnych sformułowań. Ukazał wojnę oczami dzieci, co pewnie dziesięć lat temu zagwarantowałoby mu jeszcze większy sukces, dziś jednak nie jest już niczym nowym. Nie wiem czy to kwestia zbyt wielkich oczekiwań, czy może licznych nagród albo porównań do książki Marcusa Zusaka (którą uwielbiam i bardzo polecam), ale nie jestem i nie będę fanką "Światła, którego nie widać". Była poprawna.
Była po prostu poprawna i nie wzbudziła we mnie absolutnie żadnych emocji. I to chyba jej najcięższy grzech.
Była po prostu poprawna i nie wzbudziła we mnie absolutnie żadnych emocji. I to chyba jej najcięższy grzech.
Zgadzam się baardzo z ostatnim zdaniem. Książka była dobra, ciekawie napisana, dopracowana, ale... nic więcej. Po dwóch dniach już o nie zapomniałam, nie wywołała u mnie większych emocji. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak miałam ;)
OdpowiedzUsuńRównież cieszę się, że nie byłam jedyną, której ta książka nie urzekła ;) O wojnie z perspektywy dziecka napisano już tak wiele powieści, że bez trudu można znaleźć lepszą. Szkoda tylko, że akurat ta została tak doceniona.
UsuńA mi się podobała! Wciągnęła mnie od pierwszej strony i w napięciu trzymała do ostatniej. A Saint Malo, w którym z ojcem ukryła się niewidoma dziewczynka, wpisałam na listę miejsc do odwiedzenia. Czytając normalnie czułam, że tam jestem i chodzę tymi uliczkami :) Złodziejka książek lepsza, ale ta książka dla mnie również bardzo, bardzo dobra! :)
OdpowiedzUsuńSuper, że tak Cię wciągnęła ;) Wyczuwałam w niej ogromny potencjał, a mimo to zupełnie nie mogłam wczuć się w historię, sama nie wiem dlaczego. Jedyne fragmenty, które faktycznie mną wstrząsnęły to te, które opisywały historię Frederica.
UsuńRaczej nie jest to książka, którą chciałabym przeczytać. Może jak kiedyś na nią trafię to się z nią zapoznam. :)
OdpowiedzUsuńObserwuję i pozdrawiam,
Geek of books&tvseries&films
Hej :) Myślę, że warto ją poznać, nawet ze względu na to, że jest doceniana przez ogromną rzeszę ludzi i mimo wszystko coś w sobie ma. Szkoda, że nie potrafiłam tego dostrzec :/
UsuńPozdrawiam cieplutko :)
Ta książka czeka na mnie od grudnia, ale jakoś na razie nie mam na nią ochoty. Na pewno ją przeczytam, ale jak mnie najdzie ochota, bo inaczej, mogłabym ją źle odebrać.
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Jeśli mogę Ci coś doradzić to właśnie to, byś z nią poczekała. To niewątpliwie dobra książka, tyle tylko, że trzeba mieć na nią ochotę czy odpowiedni nastrój podczas jej czytania. Ja wzięłam się za nią w złym momencie, stąd zupełnie do mnie nie trafiła.
UsuńMatko i znów trafiam na bloga i najnowsza recenzja to "Światło, którego nie widać" :) Widzę że książka za mną chodzi i mam na nią taką ochotę, szczególnie po tak dobrych recenzjach!
OdpowiedzUsuńonlybooks-jdb.blogspot.com
Moja niekoniecznie była dobra :P Ale książka jak najbardziej warta przeczytania ;)
UsuńJa też miałam wobec niej za duże oczekiwania. Cieszę się, że nie jestem sama.
OdpowiedzUsuńJa również się cieszę ;) Niestety, ale te wygórowane oczekiwania bardzo często psują całą radość płynącą z lektury :/
UsuńKsiążka jest interesująca i z całą pewnością po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wy-stardoll.blogspot.com
Zachęcam ;) Uważam jednak, że jest to jedna z tych książek, na którą trzeba mieć w danej chwili ochotę. Pozdrawiam! :)
UsuńTyle mieszanych recenzji widziałam o tej powieści, że chyba sama muszę po nią sięgnąć i sprawdzić co w trawie piszczy (lub nie), jednakże nie jest moim priorytetem :)
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com
Radzę poczekać na odpowiedni moment, może wtedy Cię oczaruje. Na pewno ma w sobie coś, co może urzec, tyle tylko, że trzeba umieć to dostrzec ;)
UsuńRzeczywiście, dla mnie również nijakość jest największym wrogiem. Wolę książki wyraziste, zdecydowane, nawet jeśli mi się nie podobają. Muszą budzić e mnie emocje, skłaniać do przemyśleń lub po prostu dobrze bawić. Muszą być jakieś!
OdpowiedzUsuńDokładnie! :) Potrafię przymknąć oko na drobne niedociągnięcia w warsztacie pisarskim czy na niewielkie wpadki w fabule, ale miałkości i bylejakości w wywoływaniu emocji nie jestem w stanie zdzierżyć.
UsuńPozdrawiam! :)
Brak emocji to rzeczywiście ciężki grzech, ale przyznaję, że powieść nadal mnie kusi i jak będę miała okazję, to przeczytam z przyjemnością. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj, wiele osób potrafi wczuć się w klimat tej powieści i jest nią zachwyconych. Kto wie, może i Ty będziesz tą, która będzie przeżywać wojnę razem z Marie-Laure i konstruowała radia na równi z Wernerem ;)
UsuńDzięki Ci wielkie za tę opinię, bo opis z okładki na pewno zachęciłby mnie do sięgnięcia po tę książkę, choćby z ciekawości (jestem tyflopedagogiem). Lubię też dobrze napisane książki. Lubię, kiedy styl autora jest piękny i charakterystyczny tylko dla niego samego. Prosty język mnie odrzuca. Dlatego raczej nie sięgnę po tę pozycję.
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie :) Po to powstał ten blog - ma pokazywać prawdziwe perełki i przekazywać prawdę o tych powieściach, które niezupełnie mnie oczarowały.
UsuńTo chyba pierwsza recenzja, która tej książki nie wychwala ani nie pokazuje tylko jej najlepszych stron. Dobrze, że postanowiłaś podzielić się z nami swoim zdaniem, zgoła innym od tych zazwyczaj spotykanych na blogosferze :)
OdpowiedzUsuńPoza tym - świetny blog!
Ja za to zapraszam na recenzję "Aplikacji" Lauren Miller!
Wychodzę z założenia, że najważniejsza jest szczerość. Dzięki za miłe słowa! ;)
UsuńSłyszałam o tej książce. Jednak zdecydowana większość osób, które ją czytały, bardzo ją zachwalały - do tego stopnia, że miałam ochotę jakoś skombinować ebooka i ją przeczytać. Ale skoro mówisz, że książka jest nijaka - to chyba nie jest warta mojej uwagi.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wartościową recenzję!
Pozdrawiam,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Słyszał o niej chyba każdy, bo swego czasu było o niej naprawdę głośno :) I faktycznie, większość osób była nią zachwycona, choć trafiłam też na kilka mniej entuzjastycznych recenzji.
UsuńRównież pozdrawiam :)
A miała być taka idealna! Nie spodziewałam się takiej recenzji po takiej książce. No cóż, dobrze, że nie mam jej jak narazie w swoim stosiku. ;)
OdpowiedzUsuńNajważniejszy problem to właśnie to, że miała być idealna :/ To spowodowało, że naprawdę wiele po niej oczekiwałam. Podobnie zresztą było z "Osobliwym domem pani Peregrine" - niesamowicie się na niego nakręciłam, a okazał się po prostu...zwykły :(
UsuńPozdrawiam! :)
Bardzo dużo słyszałam o tej książce.Nie ciągnęło mnie do tego tematu.Po twojej recenzji jeszcze bardziej się wstrzymam.Ale pewnie i tak kiedyś będę chciała mieć własne zdanie o tej pozycji. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
http://olalive-blog.blogspot.com/
W takim razie będę śledziła Twojego bloga, chętnie dowiem się, co o niej myślisz ;)
UsuńKsiążka stoi już na mojej półce, ale strasznie boję się ją przeczytać. Właśnie z tego względu, że nasłuchałam się tylu wspaniałych opinii, a takie nastawienie często kończy się rozczarowaniami. :( W sumie jesteś pierwszą osobą, której recenzję czytam i która nie powypisywała samych ochów i achów nad tym tytułem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ♥
Dobrze więc, że mogłaś poznać nieco inną opinię o tej książce ;)
UsuńO kurka! Nie słyszałam wcześniej złych opinii o tej książce i jestem teraz zaskoczona. Sama kupiłam ją niedawno, bo od dłuższego czasu bardzo chciałam ją przeczytać. Przyznam, że mam co do niej dosyć duże oczekiwania i mam nadzieję, ze jednak mi się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
BOOK OF SOULS