piątek, 9 grudnia 2016

RECENZJA - "Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" Anny McPartlin



Trudno jest czytać książkę autora, który już raz doprowadził cię na skraj histerii. Który rozśmieszał, snuł cudowną opowieść i raz za razem łamał serce. Trudno jest nie oczekiwać czegoś jeszcze lepszego, chociaż równie głupim i niemożliwym jest tego oczekiwać, skoro lepsze już być po prostu nie może. Trudno jest czytać taką książkę i non stop nie porównywać jej z poprzedniczką, nie wstrzymywać oddechu i nie czekać na wielki przełom.
Co jednak, jeśli ten przełom nigdy nie nastąpi?


"Jeremy nie żyje" - mówi Maisie Brennan.
Dwadzieścia lat po śmierci syna staje przed publicznością, gotowa podzielić się z całkowicie obcymi ludźmi historią swojego życia. Opowieścią o najgorszych i najboleśniejszych chwilach, o strachu, niepewności i sercu, które więźnie w gardle. O stracie, która zmienia wszystko i wydaje się być niemożliwą do przeżycia.
Przy boku Maisie staje też garstka bliskich jej osób, które są częścią jej przeszłości i pragną być obok w przyszłości. Wszyscy oni pomagają nam poznać prawdę i znaleźć odpowiedź na jedno, zasadnicze i bolesne pytanie.
Co się stało z Jeremy'm?



Nienawidzę spoilerów.
Poważnie. Drażnią mnie i odbierają całą radość z czytania książki i poznawania nowej historii. Dlatego też wydawać by się mogło, że tendencja McPartlin do zdradzania finału każdej opowieści już na samiutkim jej początku sprawi, że będę omijała ją z daleka. Tymczasem co się okazuje?
To, że uwielbiam Annę McPartlin.
Uwielbiałam jej "Ostatnie dni Królika" i teraz równie mocno pokochałam "Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu". Obie powieści napisane są w charakterystycznym dla Anny stylu, lekkim i czasem sarkastycznym; obie posiadają też genialnie wykreowanych bohaterów. Co istotne (i nie ukrywajmy, dosyć rzadko spotykane), McPartlin nie skupia się wyłącznie na postaciach pierwszoplanowych; także te poboczne i pozornie mniej znaczące są przedstawione w sposób, który nie pozwoli czytelnikowi pozostać wobec nich obojętnym.Tym razem serwuje nam dobrotliwego (i wciąż BARDZO męskiego) sierżanta, puszczającą bąki i cierpiącą na demencję babcię; między nimi pojawia się też wiecznie buntująca się siostra Jeremiego i tyran, który zapomniał, że jego ofiara nie jest już ofiarą. Razem z nimi jesteśmy świadkami dramatu Maisie i razem z nimi uczestniczymy w poszukiwaniach jej syna. Od czasu do czasu mamy także wgląd w to, co Jeremy robił tego tragicznego dnia. Przyznam, że na początku powieści byłam lekko zawiedziona; czekałam na coś, co mną wstrząśnie, co poruszy tak, jak historia Królika. I wiecie co? Doczekałam się. Ostatnie rozdziały dosłownie mnie poraziły. Dotknęły tak bardzo, że prawie nie byłam w stanie doczytać tej książki do końca, bo obraz przed oczyma zamazywały mi łzy, które płynęły, płynęły i nie wiadomo dlaczego nie chciały przestać. Kiedy wyjaśniała się cała tajemnica; kiedy dowiedziałam się dlaczego i jak umarł Jeremy - nie chciałam tego wyjaśnienia. Nie przyjmowałam do wiadomości, że to, co podejrzewałam od kilku minut naprawdę się wydarzy. Że to, czego się obawiałam, naprawdę spotkało tego dobrego i niezwykłego chłopca. Byłam zrozpaczona i zawiedziona, i tak bardzo, bardzo współczułam Jeremy'emu. Jeremy'emu i wszystkim osobom jak on, którzy nie mogą być sobą, bo bycie sobą razi innych. Nikt, absolutnie nikt oprócz nas samych, nie powinien decydować o tym, kim mamy być.



O ile "Ostatnie dni Królika" w gruncie rzeczy nie słały żadnego przesłania, a były jedynie zapiskami z pożegnania się pewnej rodziny, o tyle druga powieść McPartlin porusza naprawdę ważny temat - ważny problem? - i naprawdę otwiera oczy na wiele spraw. Daje nam lekcję tolerancji, czasem zawstydza, czasem skłania do refleksji, a na pewno zmusza do rozliczenia się z własnym sumieniem. Mówi o tym, by nie oceniać i nie krytykować. By nie planować komuś życia; nie wzdrygać przed tym, co inne i nie zmuszać do szaleńczego poszukiwania jednego tylko miejsca, gdzie ten ktoś mógłby być szczęśliwy.
I o tym, żeby sprawić, by cały świat był właśnie takim miejscem.

















19 komentarzy :

  1. Bardzo miło wspominam tę książkę - powinny sięgnąć po nią wszystkie nastolatki (zarówno chłopcy, jak i dziewczyny). To piękna lekcja pokory i tolerancji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że taka lekcja przydałaby się nie tylko nastolatkom; wiele dorosłych również powinno zweryfikować swoje poglądy na pewną kwestię.
      Ale książka cudowna ;)

      Usuń
  2. chociaż od początku było wiadomo, że Jerome nie żyje, czytając miałam nadzieję, że jakimś cudem książka zakończy się happy endem. bardzo poruszająca książka. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Miałam dokładnie tak samo.
      A pewien list zamieszczony prawie na końcu książki mnie dobił. Chociaż nie, zrobiła to linijka dopisana w postscriptum :(

      Usuń
  3. Słyszałam już o tej autorce. Zapadła mi w pamięć przede wszystkim dlatego, że okładki książek bardzo mi się podobają :)
    Jednak historia kompletnie nie dla mnie, jakos mnie nie zaintrygowała ;)
    Kasia z Kasi recenzje książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładki są przecudowne <3
      Może kiedyś jednak sięgniesz po te książki, szkoda byś ich nie znała ;) I już nie chodzi mi tutaj o samą fabułę, a raczej sposób, w jaki McPartlin pisze. Gwarantuję, jeszcze nie spotkałaś takiej autorki ;)
      PS. Na pierwszy ogień standardowo polecam "Ostatnie dni Królika" ;)

      Usuń
    2. Aaaa Królik podoba mi się najbardziej <3

      Usuń
  4. "Ostatnie dni Królika", jeszcze nie czytałam, ale słyszałam wiele świetnych opinii i jestem ciekawa książki, "Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" z kolei nie słyszałam wcale, ale skoro jest to tej samej autorki i jest takie piękne. To muszę w końcu zabrać się za jej twórczość! :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" mam już na swojej półce. Nie mogę się doczekać lektury <3
    Pozdrawiam, Ola
    bookwithhottea.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Już tyle dobrego słyszałam o tej autorce i jej książkach, że muszę wreszcie nadrobić jej twórczość. Chyba zacznę właśnie od tej książki, bo czuję, że to naprawdę wartościowa lektura.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale chyba nie usłyszałam jeszcze złego słowa na jej temat ;) Tak wartościowe lektury są potrzebne i sama na pewno postaram się po nią sięgnąć w najbliższym czasie.

    Books by Geek Girl

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie miałam przyjemności spotkać się jeszcze z twórczością tej autorki, chociaż okładka "Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" już mi się przed oczami pojawiła.

    Myślę, że bez obaw dam tej pozycji szansę, gdyż wyjaśnienie okoliczności śmierci chłopaka, które tak Tobą wstrząsnęło bardzo mnie ciekawi i mam ochotę wylać morze łez, bo moim zdaniem książka, która potrafi autentycznie wzruszyć i wzbudzić tak wiele emocji, musi być powieścią wyjątkową.
    Dopisuję ten tytuł do listy!

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopisz :) Baaaaardzo polecam obie powieści McPartlin ;)

      Usuń
  9. Spotkanie z tą książką okazało się dla mnie wielkim przeżyciem, bardzo mocno się zaangażowałam w jej fabułę, zdecydowanie mi odpowiadała. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się i podpisuję pod Twoimi słowami, ze mną zrobiła to samo ;)

      Usuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie