O promocji tego tytułu nie można powiedzieć złego słowa. Trzy pierwsze rozdziały, które ukazały się jakiś czas przed premierą, skutecznie zachęciły gro czytelniczek do niecierpliwego oczekiwania na pełnowymiarową powieść. Washington Post twierdził, że to "jedna z 50 najbardziej wyjątkowych powieści roku 2018", a Goodreads zmuszone było przyznać jej nagrodę dla najlepszej książki 2018 roku.
Do promocji tego tego tytułu naprawdę nie można się przyczepić.
Do samej książki za to już tak.
Stella cierpi na zaburzenia ze spektrum autyzmu i nade wszystko ceni sobie porządek, logikę i życie według planu. Relacje z mężczyznami są za to dla niej prawdziwym utrapieniem - nie lubi bliskości, pocałunki napawają ją obrzydzeniem, a na myśl o czymś więcej robi jej się słabo. Stella jest jednak zadaniowcem i postanawia podejść do problemu profesjonalnie - zatrudnia Michaela, żigolaka, który ma nauczyć ją funkcjonowania w związku. Michael nieco za bardzo wczuwa się w powierzone mu zadanie, a Stella szybko odkrywa, że ich kontakty i biznesowa relacja w zastraszającym tempie zmieniają swój charakter.
Tylko czy Michael dostrzeże w niej kogoś więcej niż tylko kolejną klientkę?
To absolutnie nie jest literackie arcydzieło.
Szczerze mówiąc troszkę nie rozumiem licznych zachwytów i ogromu entuzjastycznych opinii, jakie spłynęły na tę powieść. Autorka jest debiutantką i to bez dwóch zdań czuć. Jej styl pozbawiony jest finezji, wyrafinowania i jakiejkolwiek, hm, miękkości. Śmiało porównać go można do pióra obdarzonego niezbyt wielką wyobraźnią nastolatka, który zmuszony zostaje do napisania kolejnego już wypracowania. Brakuje w nim jakiegokolwiek polotu, zabawy słowem, wiecie - czegoś, co przykuwa wzrok (metaforycznie, oczywiście :D ) i co sprawia, że z ochotą sięgasz po następną książkę tego samego autora. Jeśli zaś chodzi o fabułę... Większość zdarzeń była równie prawdopodobna co spotkanie na porannym joggingu jednorożca. Całość mocno zalatywała bajką w stylu "Pretty woman", a w pewnym momencie autorka nieco za bardzo popłynęła jeśli o sceny seksu chodzi (nie wiem, może stwierdziła, że świat potrzebuje kolejnej E. L. James? ;) ).
To naprawdę nie jest świetna książka.
Jest w niej jednak coś (może ten brak realizmu?), co sprawia, że dla ogromnej rzeszy kobiet będzie idealną lekturą na lato, z którą można się odprężyć czy to na plaży, czy na przydomowym hamaku. Nie trzeba przy niej myśleć, analizować ani za bardzo przeżywać (bo naprawdę nie ma czego :D ).
Jeśli więc - droga czytelniczko - cierpisz na nadmiar czasu i szukasz czegoś wybitnie mało absorbującego, "Więcej niż pocałunek" spełni Twoje oczekiwania. Jeśli jednak lubisz konkretne treści i masz alergię na nic nie wnoszące do życia opowiastki... Podpowiem - obierz inny kierunek ;)
"Więcej niż pocałunek" to książka o której pisano bardzo ładnie, a która - jak to zwykle bywa - okazała się mocno przeciętna. Jak już zaznaczyłam, myślę, że znajdą się osoby, którym przypadnie do gustu, mnie niestety rozczarowała.
Są tysiące lepszych książek. Czy jest więc sens tracisz czas i energię na te przeciętne?
Odpowiedzcie sobie sami ;)
Szczerze mówiąc troszkę nie rozumiem licznych zachwytów i ogromu entuzjastycznych opinii, jakie spłynęły na tę powieść. Autorka jest debiutantką i to bez dwóch zdań czuć. Jej styl pozbawiony jest finezji, wyrafinowania i jakiejkolwiek, hm, miękkości. Śmiało porównać go można do pióra obdarzonego niezbyt wielką wyobraźnią nastolatka, który zmuszony zostaje do napisania kolejnego już wypracowania. Brakuje w nim jakiegokolwiek polotu, zabawy słowem, wiecie - czegoś, co przykuwa wzrok (metaforycznie, oczywiście :D ) i co sprawia, że z ochotą sięgasz po następną książkę tego samego autora. Jeśli zaś chodzi o fabułę... Większość zdarzeń była równie prawdopodobna co spotkanie na porannym joggingu jednorożca. Całość mocno zalatywała bajką w stylu "Pretty woman", a w pewnym momencie autorka nieco za bardzo popłynęła jeśli o sceny seksu chodzi (nie wiem, może stwierdziła, że świat potrzebuje kolejnej E. L. James? ;) ).
To naprawdę nie jest świetna książka.
Jest w niej jednak coś (może ten brak realizmu?), co sprawia, że dla ogromnej rzeszy kobiet będzie idealną lekturą na lato, z którą można się odprężyć czy to na plaży, czy na przydomowym hamaku. Nie trzeba przy niej myśleć, analizować ani za bardzo przeżywać (bo naprawdę nie ma czego :D ).
Jeśli więc - droga czytelniczko - cierpisz na nadmiar czasu i szukasz czegoś wybitnie mało absorbującego, "Więcej niż pocałunek" spełni Twoje oczekiwania. Jeśli jednak lubisz konkretne treści i masz alergię na nic nie wnoszące do życia opowiastki... Podpowiem - obierz inny kierunek ;)
"Więcej niż pocałunek" to książka o której pisano bardzo ładnie, a która - jak to zwykle bywa - okazała się mocno przeciętna. Jak już zaznaczyłam, myślę, że znajdą się osoby, którym przypadnie do gustu, mnie niestety rozczarowała.
Są tysiące lepszych książek. Czy jest więc sens tracisz czas i energię na te przeciętne?
Odpowiedzcie sobie sami ;)
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Ostatnio trudno mi trafić na ponadprzeciętną książkę z tego gatunku. Ale czasami takich "przeciętniaków" też potrzeba - choćby żeby się zrelaksować bez wymagania czegoś niezwykłego od lektury.
OdpowiedzUsuńJest w tym trochę racji ;)
UsuńJeśli o obyczajówki chodzi - z całego serducha polecam Moyes i McPartlin ;)