sobota, 31 października 2020

RECENZJA - "Reguły dla dziewczyn" Candace Bushnell i Katie Cotugno


Powoli odchodzę już od czytania młodzieżówek, ale dla dobrej książki z mocnym przesłaniem zawsze zrobię wyjątek. Dlatego właśnie sięgnęłam po "Reguły dla dziewczyn", które - jak myślałam - będą swego rodzaju manifestem i pokażą młodszym ode mnie czytelniczkom jak być sobą.
O słodka naiwności.


Marin jest jedną z najlepszych uczennic w swojej szkole. Redaktorka szkolnego pisma, przyjaciółka Chloe i aspirująca na uniwersytet Browna przyszła studentka.
Marin nieco podkochuje się w panu Becketcie - młodym nauczycielu literatury angielskiej, z którym godzinami mogłaby dyskutować.
Także poza czasem spędzonym na lekcji.

Beckett - a raczej Bex, jak mówi na niego Marin - pewnego dnia posuwa się jednak za daleko. Przerażona dziewczyna zgłasza sprawę dyrekcji, a ta... Ta nie robi nic.
Marin zaczyna działać więc na własną rękę.
A to... To komplikuje kilka spraw.



Nie będę ukrywać - jestem rozczarowana. Świetnie, że autorki zdecydowały się na tak mocny i - jakby nie było niezmiennie na czasie - temat, ale! Spodziewałabym się czegoś znacznie lepszego, skoro już "bawimy" się na poważnie. Seksizm i kiełkujący feminizm został przedstawiony w tej książce bardzo powierzchownie, a wątek z Bexem - litości! Mam wrażenie, ze autorki same pogubiły się w tym, o czym pierwotnie chciały pisać.
Marin to jedna z tych irytujących, drętwych bohaterek, które mają się do prawdziwej postaci jak pięść do nosa. Niby prymuska, a inteligencją życiową zbliżona do dwulatka. Nie potrafi rozmawiać, nie potrafi stawiać granic, a wszystko kwituje w jeden - acz kwiecisty - sposób : "Yyyyyy". 
Postać Graya również niczym nie zaskakuje, ot, typowy przykład marysuizmu. Mięśniak, który okazuje się jednak romantykiem, a na każde skinienie najmniejszego palca swej damy rzuca się w te pędy i ratuje ją z opresji. O Chloe nie będę już wspominać, bo gorzej skonstruowanej postaci dawno nie widziałam.
Akcja prowadzona jest dość ślamazarnie, a i styl autorek nie należy do najwybitniejszych. To powieść, w której nie ma miejsca na szarości, a sam świat jest albo biały, albo czarny.
Szkoda.
Szkoda zmarnowanego potencjału i tematu, który naprawdę dawał pole do popisu.





"Reguły dla dziewczyn", choć zapowiadały się dobrze, okazały się drobnym niewypałem. Z książki, z której bić winna moc i kilka konkretnych przesłań powstało zwykłe czytadło, które to ani ziębi, ani grzeje.
Cóż.
Powiedzieć, że jestem rozczarowana to mało.
Czy polecam? Niespecjalnie.






Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu


2 komentarze :

  1. Książka mnie zainteresowała ze względu na sam pomysł, szkoda, że potencjał tej historii został zmarnowany.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie