środa, 1 czerwca 2016

2# Dzień dziecka - książki mojego dzieciństwa





Pamiętacie pierwszą książkę, którą samodzielnie przeczytaliście? Książkę, która zachwyciła Was na tyle, że pokochaliście czytanie?
A może byliście dziećmi, którzy widzieli je jedynie na szkolnych lekcjach?

Z okazji naszego wspólnego święta - bo czyż nie każdy ma w sobie odrobinkę z dziecka? :) - zapraszam Was na krótki przegląd powieści, które skradły mi tysiące godzin i uwiły sobie gniazdko w moim dziecięcym serduszku.




Seria niefortunnych zdarzeń





Jak ja nienawidziłam Hrabiego Olafa, o bogowie! Ten podstępny, szkaradny i zły człowiek na każdym kroku - i to bez absolutnie żadnego powodu! - zatruwał życie sierotom Baudelaire. Już jako dziecko  miałam silnie rozwinięte poczucie sprawiedliwości, dlatego też postępowanie tego pozbawionego uczuć okrutnika doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Jednocześnie ze wszystkich sił trzymałam kciuki za Wioletkę, Klausa i Słoneczko, a każda przykrość, która ich spotykała (a niestety, spotykały ich one często i licznie) okropnie mnie smuciła.
Lemony Snicket (a właściwie Daniel Handler) stworzył niezwykle klimatyczny, momentami groteskowy i pełen absurdalnego humoru świat, który nawet teraz - po kilkunastu latach - niezmiennie mnie zachwyca. Co prawda spotkałam się z głosami, że skierowanie tak depresyjnych i przykrych książek do dzieci jest jednym wielkim nieporozumieniem, ale wiecie co? Przeczytałam wszysktie 14 części i nie sądzę, żebym doznała przez to jakiegokolwiek uszczerbku na psychice. Poza tym  kto powiedział, że pisać i czytać można tylko o tęczy, słońcu i jednorożcach?
W końcu życie to nie tylko słodycz, prawda?

(PS. Wiecie, że Netflix przygotowuje serial na podstawie książek Snicketa? W Hrabiego Olafa wcieli się Neil Patrick Harris, a sam serial prawdopodobnie zobaczymy w 2017 roku)










Malory Towers
 
Nie macie pojęcia, jaką dorosłą osobą czułam się podczas czytania tych książek. Ich okładki były tak różne od tych dziecięcych, pstrokatych i wesołych. Moje ośmioletnie ja z wielkim zapałem wkroczyło w mury Akademii Malory Towers. Przygody Dorotki Rivers zapierały dech w piersiach i sprawiły, że moim największym marzeniem stało się zamieszkanie w szkole z internatem ( mało tego, oburzałam się na rodziców, którzy uznali to za idiotyczny pomysł :D ).

To właśnie przy "Malory Towers" pierwszy raz padłam ofiarą okrucieństwa wydawnictw. Macie pojęcie, że na 12 książek, które tworzą cykl, w Polsce ukazały się - UWAGA, UWAGA! - tylko.... dwie? Dwie?!
Przez lata przyzwyczaiłam się do takich nieczystych zagrań (choć niezmiennie mnie irytują!), ale wtedy, te paręnaście lat temu, poczułam się oszukana, zdradzona i bardzo zasmucona. Nigdy nie dowiedziałam się, co stało się z Dorotką, a Malory Towers już zawsze w moich wspomnieniach będzie najbardziej fascynującą szkołą świata.





Ania z Zielonego Wzgórza


Pierwszy raz usłyszałam o niej od starszego brata, który niemiłosiernie męczył się z osobą Ani, a samą książkę uznał za najgorszą i najnudniejszą ze wszystkich szkolnych lektur. Po takiej rekomendacji nie miałam już żadnych oczekiwań. Jako grzeczne dziecko i jeszcze grzeczniejsza uczennica ( :) ) czytałam dosłownie każdą lekturę, dlatego postanowiłam po prostu, że jak najszybciej sięgnę po przygody Ani , szybciutko je skończę i jeszcze szybciej wyrzucę z pamięci. Cóż. Stało się jednak inaczej.
Okazało się, że mam brata, który postradał zmysły i że właśnie odkryłam bohaterkę, która przez długie lata będzie moją "książkową przyjaciółką". W trybie ekspresowym przeczytałam cały cykl z Zielonego Wzgórza.  Zachwycałam się Gilbertem (choć chwilę wcześniej go nie znosiłam), a przy "Ani na uniwersytecie" zrozumiałam, czym jest pustka spowodowana śmiercią bliskiej osoby. Przeżywałam wojnę i razem z Anią budowałam jej wymarzony dom.
I choć cała seria nie należy do najnowszych (pierwsza część została opublikowana sto osiem lat temu, dacie wiarę?!) to uważam, że jest to wciąż aktualna powieść z kategorii tych, które absolutnie każdy powinien znać. I tych, których znanie jest przyjemnością.

 


 Matylda




Roald Dahl. Kojarzycie tego pana? Pana, który stworzył "Charliego i fabrykę czekolady"? Otóż ten sam pan przedstawił światu Matyldę - najmłodszą i najbardziej niezwykłą wielbicielkę książek, jaką tylko możecie sobie wyobrazić.

Czy może być coś lepszego niż czytanie o książkoholiku, kiedy to samemu jest się książkoholikiem?
Matylda jest przesympatyczna, a do tego genialna. Mając niespełna pięć lat zaczytuje się w  Hemingwayu, Dickensie, Kiplingu i Steinbecku, i bez najmniejszych nawet problemów rozwiązuje skomplikowane matematyczne łamigłówki. Co najistotniejsze - ma też pewien dar, dzięki któremu jest w stanie nagiąć (i to dosłownie!) wszystko i wszystkich do swojej woli.
Choć "Matyldę" czytałam wieki temu, to wciąż pamiętam jak wielkie wywarła na mnie wrażenie. Że pod warstewką lekkiej i śmiesznej powiastki dla dzieci przekazuje ogrom życiowych mądrości, które z czasem docenią i dorośli.
Bo w gruncie rzeczy w każdym z nas tkwi dahlowska Matylda.









A jak wyglądałaby Wasza lista? Które książki podbiły Wasze kilkuletnie serca? :)


44 komentarze :

  1. Kocham Anię (przeczytałam milion razy wszystkie części, moją ulubioną jest trzecia i ostatnia) oraz Matyldę! Matylda jest genialną książką i film tak samo przypadł mi do gustu. Ja zaczytywałam się na zabój w Harrym, Narnii, serii o wampirku, Mikołajku czy książkach Astrid Lindgren :)

    withcoffeeandbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo, Wampirka kojarzę! :) Też go czytałam. Co do HP - podejrzewam, że też umieściłabym go w tym "rankingu", gdyby nie fakt, że jeszcze go nie przeczytałam... :D

      Usuń
  2. Ania również jest moją książką z dzieciństwa. Oczywiście zaczęło się od przerabiania w szkole, ale zanim klasa skończyła pierwszą część, to ja już byłam w połowie serii, bo tak mnie pochłonęła ta historia. :D Czytałam też Harrego Pottera, Opowieści z Narnii i Hobbita. :)
    Pozdrawiam,
    Geek of books&tvseries&films

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, u mnie było dokładnie tak samo :D Narnię znam niestety tylko z filmów :<

      Usuń
  3. Jak byłam młodsza, to pamiętam, że zaczytywałam się w książkach Szklarskiego o Tomku Wilmowskim. Boże, jakie to były świetne historie! Aż chętnie bym nawet teraz do nich wróciła... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? :o Miałam u siebie całą serię, ale stwierdziłam, że to na pewno nudy i po prostu się jej pozbyłam. Chyba zacznę tego żałować :/

      Usuń
    2. Kurczę, to szkoda! Ja tam byłam zakochana w tej serii, naprawdę świetna była. :)

      Usuń
  4. Książki mojego dzieciństwa to cała Jeżycjada :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam tylko "Kłamczuchę", która mnie nie zachwyciła :< Wiem jednak, że mnóstwo osób ma wiele wspomnień związanych z książkami Musierowicz ;)

      Usuń
  5. ''Ania z Zielonego Wzgórza'' też zalicza się do mojej listy,ale dodałabym jeszcze serię ''Harry'ego Pottera''. :)
    Pozdrawiam cieplutko!
    http://olalive-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli mam być szczera, to nie czytałam żadnej z wymienionych przez ciebie książek (no może poza pierwszym tomem Ani). Za to na mojej liście znalazłyby się "Dzieci z Bulerbyn" i pierwsze osiem tomów "Jeżycjady", no dobra, jeszcze "Opowieści z Narnii", i to by było na tyle :)

    Miłego dnia ^^
    ksiazki-bez-tajemnic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jakoś nie mogłam przekonać się do "Dzieci z Bulerbyn", co jest dosyć zabawne, bo ekranizacja bardzo mi się podobała :D Do "Jeżycjady" miałam tylko jedno podejście i zupełnie nie przypadła mi do gustu.

      Usuń
  7. U mnie tylko Opowieści z Narnii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś strasznie chciałam je przeczytać, ale skończyło się na tym, że znam wyłącznie film (i to też tylko pierwszą część) :D

      Usuń
  8. "Ania z Zielonego Wzgórza" to moja ukochana książka z dzieciństwa, ale nie tylko. :-) Czytałam ją ostatnio ponownie i podobała mi się równie mocno, jak lata temu. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troszkę boję się ruszać tych swoich ulubieńców z dzieciństwa i czytać ich po kilkunastu latach, ale wiesz co? Narobiłaś mi ogromnej ochoty na jej ponowne przeczytanie :)

      Usuń
  9. Cała seria o Ani z Zielonego Wzgórza to moja najukochańsza, najwspanialsza, najcudowniejsza książka, nie tylko dzieciństwa:)
    Buziaki, books--my-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że jestem jedną z niewielu osób, które tak uwielbiają Anię, a tu proszę, wielu z Was jest jej fanami :) Pozytywnie się zaskoczyłam.

      Usuń
  10. Ania <3. Hmm... jak już pytasz o książki z dzieciństwa, to w sumie sama nie mogę sobie przypomnieć, co czytałam - pamiętam tylko, że do pewnego momentu przeczytanie czegokolwiek było dla mnie najgorszą szkolną karą, a jak pierwszy raz zapytałam mamy, czy kupi mi książkę to była w małym szoku :D. Na pewno pierwsze, w jakich się zakochałam to właśnie Ania, Harry Potter, Musierowicz oraz Oskar i Pani Róża :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, że w końcu polubiłaś czytanie :)
      A "Oskar.."? Uwielbiam, choć czytałam go mając już naście lat.

      Usuń
  11. "Ania z Zielonego Wzgórza" wprost podbiła moje serce. Musiałam ją przeczytać, gdyż znalazła się w moim spisie lektur szkolnych, ale potem chętnie sięgałam po kolejne tomy.
    Jednak swoją prawdziwa przygodę z czytaniem, zaczęłam od serii "Harry Potter"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli większość z nas poznała Anię w podobny sposób :D Z przymusu, który przerodził się w ogromną sympatię.
      Nie znam HP. I tak, wstyd mi.

      Usuń
  12. Jak ja uwielbiam Anię!!! ❤❤❤ niedawno przeczytałam pierwszy tom po raz drugi i chyba odświeżę sobie całą serię ❤❤❤ Malory towers przeczytałam pierwszy tom i pożyczyłam komuś książkę i już jej nie dostałam z powrotem 😢😢 szkoda :( Matyldę też czytałam i podobała mi się, ale bez szału... :D
    Ja uwielbiałam Tajemnice domu Wrighta, to chyba moja naukochansza książka dzieciństwa (a raczej nie byłam szczególnie czytającym dzieckiem...) ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też poczułam dziwną potrzebę, by ją odświeżyć. Zwłaszcza, że na półce mam nieprzeczytaną jeszcze "Drogę do Zielonego Wzgórza".
      O "Tajemnicy domu Wrighta" nie słyszałam, ale chyba zaraz przekopię internet i czegoś się o niej dowiem ;)

      Usuń
  13. Och, jaki świetny blog! Masz świetny styl pisania, dodaję się do obserwatorów :)
    Moje dzieciństwo również stworzyła Ania, przeczytałam całą serię mając niespełna osiem lat. Pokochałam również Harry'ego Pottera oraz serię o Panu Samochodziku Zbigniewa Nienackiego :) Czytałaś może te książki?
    U mnie recenzja "Korony w mroku", zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! <3
      Harrego nie czytałam, choć zdaję sobie sprawę, że przyznawanie się do tego jest żenadą stulecia. Na swoją obronę powiem tylko, że w wakacje planuję go nadrobić ;)
      A "Pana Samochodzika" niestety nie znam :(

      Usuń
  14. Nie pamiętam pierwszej przeczytanej samodzielnie książki, ale pewnie były to jakieś bajeczki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te "bajeczki" to klasyka! :D Pamiętam, że bez opamiętania pożerałam baśnie braci Grimm czy bajki Ezopa. Uznałam, że są poza kategorią, stąd też nawet o nich nie wspominałam :)

      Usuń
  15. Książki mojego dzieciństwa to przede wszystkim komiksy "Tytus, Romek i A'Tomek", a także perły literatury: "Ania z Zielonego Wzgórza" i "Robinson Crusoe'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie Robinson niemiłosiernie nudził :D Podobnie jak "pełne przygód" "W pustyni i w puszczy" :D

      Usuń
  16. "Serię niefortunnych zdarzeń" doczytałam do tomu szóstego, ale z pewnością będę ją kontynuować. Mi natomiast z dzieciństwem niezmiennie kojarzy się "Harry Potter" :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Lemony Snicket *.*
    Książka dzieciństwa normalnie!
    Pozdrawiam, zapraszam do siebie i przypominam o konkursie!
    Z książkami przy kawie

    OdpowiedzUsuń
  18. ,,Ania z Zielonego Wzgórza" to również książka mojego dzieciństwa :) Także książki Astrid Lindgren i ponadczasowy Mikołajek były tym, w czym wtedy gustowałam!
    Pozdrawiam! włóczykijka z marcepanowych recenzji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, też czytałam Mikołajka! :) Co więcej, bardzo go lubiłam :)

      Usuń
  19. 10 lat różnicy wieku robi swoje ;) Ja byłam zakochana w Dzieciach z Bullerbyn, Lassie, wróć i Muminkach ;)
    Jednak najważniejsze jest to, że czytanie czegokolwiek w dzieciństwie kształtuje nas na całe życie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lassie też bardzo lubiłam, "Dzieci z Bullerbyn" tylko oglądałam ( :( ), a Muminki mnie przerażały (mało tego, wciąż mnie przerażają :D ).
      Całkowicie się zgadzam ;) I choć później często sięgamy po zupełnie różne lektury, to do tych pierwszych wciąż czuje się niesamowity i ogromny sentyment ;)

      Usuń
  20. Dla mnie zawsze na zawsze będą to baśnie Andersena!
    W sumie kiedyś tylko je tak namiętnie czytałam!
    Oprócz tego - Harry Potter, choć jego akurat nie czytałam.
    Bajki Disneya - czyli po prostu przepisane na papier filmy!
    No i komiksy - Witch, Winx, Odlotowe agentki - to na nich się wychowałam i to je kolekcjonowałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że miałam gdzieś kiedyś przepięknie wydane baśnie Andersena... Chyba czas odkurzyć mieszkanie :D
      Disneya darzę miłością od kilkunastu lat, tyle że tutaj akurat zawsze wolałam wersje wyświetlane na szklanym ekranie :)
      Witch i Winx to też moje dzieciństwo, zbierałam nawet karteczki z ich podobiznami :D

      Usuń
  21. Dzieci z Bullerbyn, Bracia Lwie Serce i książeczka o kotach Ryży Placek i 13 zbójców to u mnie absolutny top 3.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie