"Books that made me cry" robi ostatnio oszałamiającą karierę na zagranicznym booktubie, dlatego węsząc nowy trend i w polskiej blogosferze, jako Geniusz Zła, postanowiłam być nad wyraz przebiegła i raz dwa (pierwsza!) opublikować post, który w luźny sposób nawiązuje do tego tagu (?).
Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. Pisałam już kiedyś, że jestem chyba największą płaczką całej blogosfery i naprawdę nie trzeba wiele, by ktoś pukał do mojego pokoju i pytał, czy aby na pewno wszystko w porządku. Dlatego pokażę Wam tylko książki najbardziej wyjątkowe spośród wyjątkowych; takie, które zamieniły mnie w płaczącą kupkę smarków i nieszczęścia.
Łapcie pudełko chusteczek, kubek herbaty i siądźcie wygodnie. Już? To zaczynamy! :)
Ostatnie dni Królika
Będę w tym momencie nudna do granic możliwości, bo kolejny raz wspomnę o
"Ostatnich dniach Królika" Anny McPartlin. Wybaczcie, ale NIE DA SIĘ
inaczej. Płakałam od drugiej do ostatniej strony, w międzyczasie się
śmiałam, a za chwilę znów szlochałam. To zdecydowanie jedna z
najpiękniejszych, najsmutniejszych (i jednocześnie najzabawniejszych)
książek, jakie kiedykolwiek czytałam. Wiem, że książka ta powoli
wychodzi Wam bokiem (a zwłaszcza mojej przyjaciółce i osobom, które mają
ze mną bezpośredni kontakt :D ), bo mówię i piszę o niej przynajmniej
raz w miesiącu, ale... Sami rozumiecie :> A jeśli nie - przeczytajcie
tę książkę. Wtedy na pewno zrozumiecie.
Nieco więcej o Króliku znajdziecie tutaj
Zanim się pojawiłeś
Nie jestem i nie będę obiektywna.
To zdecydowanie jedna z moich ukochanych książek. Wylałam wiadra łez już 3 lata temu, przy pierwszym z nią spotkaniu i wciąż wzbudza we mnie skrajne emocje. Uwielbiam Lou i Willa, pragnę trzmielowych rajstopek, a finał tej historii ciągle prowokuje mnie do licznych przemyśleń. Ktoś nazwał ostatnio Willa egoistą... Jasne, można go tak postrzegać, tylko warto pamiętać, że egoizm zwykle ma wiele twarzy. Tak naprawdę każda z możliwych do podjęcia decyzji mogłaby - zależnie od punktu widzenia - zostać uznana za egoistyczną. Bez względu na to, jak bardzo tego pragniemy, świat nie był - i nigdy nie będzie - czarno-biały. A w ich sytuacji... Czy naprawdę możemy mówić o jakimkolwiek wyborze...?
Wczoraj (w końcu!) wybrałam się do kina, na ekranizację i... Tak. Wykazałam się logicznym myśleniem, bo wzięłam ze sobą paczkę chusteczek (którą, swoją drogą, zgubiłam tuż po wyjściu z kina). Wiedziałam, że film będzie dobry, ale to, co zobaczyłam przerosło moje wszelkie oczekiwania. I jeszcze te piosenki Eda na dokładkę! <3
Gwiazd naszych wina
Moje pierwsze (i na razie wciąż jedyne) spotkanie z twórczością Johna Greena. Wiem, że to dosyć schematyczna książka, że kolejna, która ma wzbudzić litość i która oparta jest na tragedii dwójki zakochanych w sobie ludzi. Nic nie poradzę jednak na to, że Green totalnie mnie oczarował. Lubię jego styl, lubię Gusa ( <3 ) i lubię wszystko (no, prawie :< ) co się tam wydarzyło. I choć cała książka nie należy do najsmutniejszych (mamy i rozkwitającą miłość, walkę o spełnienie swoich marzeń, wspaniałą przyjaźń i mnóstwo zabawnych scen) to w pewnym momencie Green wbił mi sztylet prosto w serce, a każdą kolejną stroną tylko obracał go wokół własnej osi. Teraz wystarczy mi otworzyć książkę na wspomnianym fragmencie, a łzy same zaczynają płynąć (i uparcie nie chcą przestać).
Choinka i lampki świąteczne nigdy nie będą już synonimem szczęścia i radości.
Lucas
Był czas, gdy nałogowo czytałam Kevina Brooksa. Znałam na wyrywki fragmenty z wszystkich jego książek i złościłam się, że nikt prócz mnie go nie zna. Wciąż uważam, że to bardzo niedoceniany, aktualnie przyćmiony przez Greena czy Quicka (którego - żeby nie było - również lubię! ;) ) pisarz.
"Lucas" wstrząsnął mną najbardziej spośród wszystkich jego powieści i nawet teraz, po kilku dobrych latach, wciąż zdarza mi się myśleć o tym chłopcu. Tak bardzo inteligentnym i spostrzegawczym; miłym, uprzejmym i zaszczutym przez wyspiarski tłum. To powieść o niesprawiedliwości, o braku tolerancji, ksenofobii i tym, co w ludziach najgorsze. To zdarzenia, które budzą w nas głośny sprzeciw, które finalne zapierają dech w piersiach i wyciskają piętno - tak w sercu, jak i w pamięci.
"Ludzie nie lubią nie wiedzieć, kim jesteś i
nie lubią rzeczy, które odstają od reszty, to ich przeraża. Wolą diabła,
którego znają, niż tajemnicę, której nie rozumieją."
Lucas zajął specjalne miejsce w moim sercu. Jego historia nigdy nie powinna się wydarzyć, a co najsmutniejsze - wciąż i wciąż, i wciąż się dzieje, i zaczyna od nowa.
Krucha jak lód i Bez mojej zgody
Gdybym miała wskazać swojego ulubionego autora to bez chwili wahania wybrałabym Jodi Picoult. Na 22 wydane do tej pory książki w Polsce tylko jedna z nich wydaje się być przeciętna. Cała reszta gra na emocjach lepiej niż niejeden wirtuoz na ukochanym instrumencie. Te dwie są dla mnie (a raczej dla mojego nadwrażliwego serca) zdecydowanie najgorsze. Zawsze niemiłosiernie dotyka mnie krzywda dzieci, a tutaj mamy jej pod dostatkiem - w "Kruchej jak lód" Willow cierpi (i to dosłownie :( ) na osteogenesis imperfecta, wrodzoną łamliwość kości, w "Bez mojej zgody" Kate zmaga się z białaczką (a Anna z jej konsekwencjami). Picoult pokazuje nam życie, w którym każdy kolejny dzień to nieustające pasmo bólu; w którym nie ma miejsca na nadzieję. Po mistrzowsku kończy obie historie i wprawia czytelnika w stan odrętwienia, z którego długo nie można się otrząsnąć.
Dobranoc, kochanie
To właśnie od tej książki zaczęła się moja przygoda z Dorothy Koomson, którą dziś uważam za jedną z ciekawszych autorek literatury kobiecej.
Początek historii nie zachwyca. Jest sztywno, drętwo i dziwnie. Jednak gdy lepiej poznajemy Leo - małego chłopca, pogrążonego w śpiączce, z której nigdy się nie wybudzi; Novę, która nie miała być matką i Mala, ojca, który w ciągu 9 miesięcy tak po prostu zmienił zdanie, zaczynamy inaczej patrzeć na tę opowieść. Byłam wściekła na Mala, nienawidziłam Stephanie, jego żony, która zmusiła go do porzucenia dziecka; płakałam z Novą, która nie potrafiła pozwolić swojemu przypadkowemu synkowi odejść i drżałam nad tym maleńkim chłopcem, któremu zabrano dzieciństwo i nie dano szansy na dorosłość...
Jedyne, co drażniło mnie w tej książce to tłumaczenie (które naprawdę miejscami było nad wyraz dziwne), ale jeśli tylko przymkniecie na to oko, dostaniecie piękną, smutną i do głębi wzruszającą powieść.
Początek historii nie zachwyca. Jest sztywno, drętwo i dziwnie. Jednak gdy lepiej poznajemy Leo - małego chłopca, pogrążonego w śpiączce, z której nigdy się nie wybudzi; Novę, która nie miała być matką i Mala, ojca, który w ciągu 9 miesięcy tak po prostu zmienił zdanie, zaczynamy inaczej patrzeć na tę opowieść. Byłam wściekła na Mala, nienawidziłam Stephanie, jego żony, która zmusiła go do porzucenia dziecka; płakałam z Novą, która nie potrafiła pozwolić swojemu przypadkowemu synkowi odejść i drżałam nad tym maleńkim chłopcem, któremu zabrano dzieciństwo i nie dano szansy na dorosłość...
Jedyne, co drażniło mnie w tej książce to tłumaczenie (które naprawdę miejscami było nad wyraz dziwne), ale jeśli tylko przymkniecie na to oko, dostaniecie piękną, smutną i do głębi wzruszającą powieść.
Czytaliście którąś z wymienionych książek?
Może inne wyciskają z Was łzy?
Czekam na komentarze, chętnie poczytam o tym, co Was wzrusza ;)
"Ostatnie dni Królika" i "Zanim się pojawiłeś" - w tym zestawieniu nie mogło zabraknąć tych powieści.
OdpowiedzUsuńDokładnie! :) Nie wiem czy istnieją osoby, które nie uroniły choćby jednej łezki podczas ich czytania.
UsuńJa nie przypominam sobie żebym płakała przy jakiejś książce, chociaż przeczytałam ich dosyć sporo. Niekiedy musiałam się powstrzymywać, ale zawsze jakoś dawałam radę. Sięgnę dzięki Tobie po "Zanim się pojawiłeś", "Lucas", "Bez mojej zgody" (bo o innych już słyszałam) i zobaczymy co będzie :P
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na sprawozdanie! :)
Usuń"Zanim się pojawiłeś" będę niebawem czytać!
OdpowiedzUsuńDaj znać czy się spodobała :)
UsuńJedyna lektura, która spowodowała u mnie łzy, to "Chłopcy z Placu Broni", ale miałam wtedy kilka lat, więc jakoś to mnie poruszyło. Generalnie jestem wrażliwcem okropnym i sięgam po ogrom powieści poruszających trudne tematy, ale nie płaczę, trzymam się nad wyraz dobrze.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tej umiejętności opanowania się, ja niestety za każdym razem mówię sobie, że tym razem będę się trzymać (bo do czego to podobne, by wyć nad książką niczym wilk do księżyca?), a kończy się jak zwykle - bieganiną i szukaniem chusteczek.
UsuńPS. "Chłopcy z Placu Broni" też niezwykle mnie poruszyli :<
zainteresował mnie Lucas, dopisuję do listy :) ej, dziś rano ogarniając pokój pomyślałam, że mogłabym zrobić u siebie top5 wyciskaczy łez... ale bardziej miałam na myśli filmy,bo przy książkach chyba nigdy nie zdarzyło mi się płakać - być smutną, jasne, ale bez łez. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPolecam, bardzo ubolewam, że zna go tak mało osób :<
UsuńHahah, cóż za zgranie w czasie :D Mam nadzieję, że zrobisz takie zestawienie, chyba jestem masochistką, ale lubię oglądać takie filmy :D
Hah :D Ja właśnie raczej rzadko płaczę przy książkach, zdarza się, ale nieczęsto... :P Czuję się zaintrygowana Ostatnimi dniami królika *o* Na Bez mojej zgody płakałam, ale na filmie ;-; Książki nie czytałam ;-;
OdpowiedzUsuńhttp://strefa-czytania-obowiazuje-wszedzie.blogspot.com/
W filmie spartolili zakończenie! :o Mam nadzieję, że sięgniesz po książkę, bo przeinaczenie tak istotnych wydarzeń zmienia dosłownie wszystko.
Usuń"Lucas", "Zanim się pojawiłeś" - tylko te dwie przeczytałam. Na tej drugiej szlochałam jak wariatka. A pierwsza była szalenie przykra i to, co się stało pod koniec ehh... wolę o tym nie myśleć, bo humor mi się popsuje :/
OdpowiedzUsuńhouseofreaders.blogspot.com
Szlochanie przy książkowej wersji "Zanim się pojawiłeś" nie było takie złe, bo przynajmniej (u mnie ;) ) nikt tego nie widział, gorzej było na filmie, bo sala była dosyć wypełniona :D
UsuńCo do zakończenia "Lucasa" - nadal nie wiem jak mogło do tego dojść, jak można było pozwolić, by obłęd zabrnął tak daleko...
Na ''Gwiazd naszych wina'' nie płakałam,lecz była to smutna książka.''Zanim się pojawiłeś'' czeka na półce i już za niedługo się za nią zabiorę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
http://olalive-blog.blogspot.com/
Szybciutko się za nią zabieraj! :) Gorąco polecam Ci też film, bo według mnie ekranizacja udała się im wyśmienicie.
Usuń"Gwiazd naszych wina" nie przypadło mi do gustu, jednak "Zanim się pojawiłeś" - owszem :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na nową recenzję,
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Greena się chyba albo kocha, albo bardzo nie lubi :D
UsuńA "Zanim się pojawiłeś" to zdecydowanie jedna z tych książek, która oczaruje niemal każdego.
Ja też lubię poruszające historie, które wywołują morze łez. Z powyższych pozycji czytałam jedynie ,,Bez mojej zgody'', ale pozostałe książki mam w planach.
OdpowiedzUsuńTobie natomiast polecam ,,Promyczka''. Przecudowna powieść.
W takim razie całą resztę serdecznie Ci polecam :)
UsuńO "Promyczku" słyszałam już wiele dobrego (i nawet czytałam coś na jej temat u Ciebie ;) ), mam na półce i czeka na swoją kolej :>
W zestawieniu brakuje mi "Pamiętnika" Sparksa. A "Ostatnie dni królika" dodaję do swojej listy "muszę przeczytać".
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Norsevia
ogryzki.blox.pl
Akurat "Pamiętnika" nie czytałam, widziałam tylko ekranizację... Ale zgadzam się, to jak najbardziej wyciskacz łez ;)
UsuńTak, zdecydowanie "Zanim się pojawiłeś" to wyciskacz łez. Jestem świeżo po lekturze książki i obejrzeniu filmu. Cóż mogę powiedzieć: ostatnio wzruszył mnie tak jedynie "Titanic", i to całe lata temu. Od historii Lou i Willa nie da się wprost uwolnić. Nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to uda. Przewspaniała powieść. A czy Will był egoistą? Trochę tak, bo wydawało mi się, że nie pokochał Lou tak mocno, jak ona jego. Pod tym względem mam lekki niedosyt...
OdpowiedzUsuńPS. Świetny post, naprawdę. Mam teraz fazę na wyciskacze łez, więc chętnie skorzystam z Twojej listy tytułów. :-) Pozdrawiam ciepło. :-)
Ta historia ma w sobie coś takiego, że po prostu nie da się o niej nie myśleć. Twoja teoria z "nierówną" miłością ma sens... Choć moim zdaniem Will zrobił to, co zrobił, także po to, by w końcu "uwolnić" Lou. By mogła zostawić za sobą przeszłość i żyć tak jak - wg niego - zasługuje. Czy zatem nie kochał jej tak bardzo, że poświęcił sam siebie...? Tę historię można interpretować na wiele sposobów, ja za każdym razem wpadam na inny "trop" :)
UsuńRównież pozdrawiam cieplutko! :)