
Troszkę ponad miesiąc temu skończyłam 22. lata i może nie
powinnam się już do tego przyznawać, ale - przygotujcie się na naprrrrawdę brudny sekret - kocham bajki i baśnie, a każda nowa produkcja Disneya przyprawia mnie o tachykardię i serduszka zamiast źrenic. Z zachwytem obserwuję więc panującą ostatnio modę na retellingi znanych nam od lat historii (chociaż, przyznaję bez bicia, "Dwór cierni i róż" wciąż przede mną ;) ) i niemal wyszłam ze skóry, gdy wydawnictwo Sine Qua Non ujawniło jedną ze swych marcowych nowości. Czarowali cudowną okładką, entuzjastycznymi opiniami uznanych autorek i intrygującym opisem. Wszyscy jednak wiemy, że książka piękna na zewnątrz prawie nigdy nie jest taka wewnątrz, dlatego wiedziałam, że z "Zakazanym życzeniem" pani Khoury MUSI być coś nie tak. Czy faktycznie było...?
No właśnie.