Zdaje się, że każdy z nas ma takiego autora (albo i autorów), których książki czyta pasjami i na które wyczekuje bardziej niźli uczeń na zakończenie roku; których śledzi w social media i których zaciekle broni przed hejterami. Dla mnie jedną z takich autorek (czy też lepiej - autorów) jest Anna McPartlin, o której zresztą nierzadko wspominam i której powieści bardzo często (i chętnie!) Wam polecam.
Kiedy wydawnictwo Harper Collins postanowiło wydać jej kolejną, trzecią już w Polsce, książkę, oczywistym było, że chcę - nie, że muszę - ją przeczytać. Obawiałam się tylko jednego - że w końcu się rozczaruję. Dwie poprzednie historie McPartlin całkowicie mnie oczarowały, ale zdawałam sobie sprawę, że każdy pisarz (nawet ten najbardziej genialny) ma na koncie gorsze książki.
Bo w końcu ileż fenomenalnych powieści można napisać...?
Kiedy wydawnictwo Harper Collins postanowiło wydać jej kolejną, trzecią już w Polsce, książkę, oczywistym było, że chcę - nie, że muszę - ją przeczytać. Obawiałam się tylko jednego - że w końcu się rozczaruję. Dwie poprzednie historie McPartlin całkowicie mnie oczarowały, ale zdawałam sobie sprawę, że każdy pisarz (nawet ten najbardziej genialny) ma na koncie gorsze książki.
Bo w końcu ileż fenomenalnych powieści można napisać...?
Dwie przyjaciółki, dwadzieścia straconych lat i tajemnica, która je podzieliła.
Mężczyzna z przeszłością, której nie potrafi odrzucić i która niszczy jego żonę.
Para na tyle odurzona na nowo rozbudzoną miłością, że nie dostrzega czyhającego na nią niebezpieczeństwa.
Tragedia, która po latach na powrót splecie ze sobą losy kilku osób.
I sekrety, które w końcu będą musiały wyjść na jaw.
I sekrety, które w końcu będą musiały wyjść na jaw.
"Ostatnie dni Królika" to jedna z moich trzech (o czym zapewne wiecie, bo powtarzam to tysięczny już chyba raz :D) ukochanych książek, a kolejną powieść McPartlin, "Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu", choć nie wywołała u mnie stanu nieprzemijającej histerii, wciąż uważam za jedną z lepszych obyczajówek. Nic więc dziwnego, że moje oczekiwania względem najnowszej historii spod pióra Anny były absurdalnie wręcz wysokie, a ryzyko, że się rozczaruję OGROMNE. I cóż, może się nie rozczarowałam (bo w końcu McPartlin uwielbiam, a jako czytelnik jestem dozgonnie wierna swoim ulubionym twórcom), uważam jednak, że "To, co nas dzieli" to zdecydowanie najsłabsza spośród wydanych w Polsce powieść autorki. Nie zrozumcie mnie źle, nie jest zła, nie jest głupawa i nie jest naiwna; nie jest po prostu tym, do czego przyzwyczaiła nas Anna. Nie jest równie intensywna i naładowana emocjami jak jej poprzednie książki - tak jak przy tamtych moje kanaliki łzowe pracowały na pełen etat, tak teraz można by uznać, że pojechały na dłuuuugi urlop. Nie zmieniło się jedno - świetne poczucie humoru McPartlin i jej olbrzymia umiejętność pisania o rzeczach trudnych w sposób lekki, a przy tym całkowicie pozbawiony ignorancji. Autorka ponownie zahacza o tematy związane ze śmiercią, przemocą i homoseksualizmem, a całą powieść opiera na sile ludzkich relacji. Solidnie tworzy bohaterów - także tych drugoplanowych, których jest naprawdę (a pisząc to, mam na myśli NAPRAWDĘ) mnóstwo. Początkowo lekko przeszkadzała mi ta obfitość postaci, bo dosyć trudno było połapać się w ich wzajemnych stosunkach i po prostu zorientować się, kto jest kim i jakie znaczenie ma (bądź miał będzie) dla fabuły. Na całe szczęście wraz z rozwojem akcji rozwijała się także nasza znajomość z bohaterami i po pewnym czasie ich natłok przestawał razić.
Urozmaiceniem całej historii jest korespondencja wymieniana między Lily i Eve, przyjaciółkami i głównymi bohaterkami. Każdy rozdział (i każdy dość długi) rozpoczyna się od listu sprzed dwudziestu lat, ujawniając przed nami przeszłość i powoli dążąc do wyjawienia tajemnicy, która to zniszczyła przyjaźń dwóch kobiet. Początkowo pomysł z listami nie przypadł mi do gustu, bo wprowadzał chaos i odrywał od akcji, finalnie jednak zdobył moje uznanie - to właśnie dzięki nim możemy w naturalny, niewymuszony sposób poznać historię Lily i Eve, i zrozumieć siłę ich przyjaźni.
Bo w gruncie rzeczy to o niej jest ta powieść.
Urozmaiceniem całej historii jest korespondencja wymieniana między Lily i Eve, przyjaciółkami i głównymi bohaterkami. Każdy rozdział (i każdy dość długi) rozpoczyna się od listu sprzed dwudziestu lat, ujawniając przed nami przeszłość i powoli dążąc do wyjawienia tajemnicy, która to zniszczyła przyjaźń dwóch kobiet. Początkowo pomysł z listami nie przypadł mi do gustu, bo wprowadzał chaos i odrywał od akcji, finalnie jednak zdobył moje uznanie - to właśnie dzięki nim możemy w naturalny, niewymuszony sposób poznać historię Lily i Eve, i zrozumieć siłę ich przyjaźni.
Bo w gruncie rzeczy to o niej jest ta powieść.
Lubię Annę McPartlin i lubię jej książki, i na pewno przeczytam wszystkie następne (oczywiście gdy tylko pojawią się w Polsce ;) ). Niesamowicie odpowiada mi jej humor, sposób tworzenia historii i naturalność, która cechuje każdą z nich. I chociaż "To, co nas dzieli" nie wywołało we mnie emocjonalnej burzy, chociaż nie przewartościowało mojego światopoglądu i nie sprawiło, że sama postanowiłam się zmienić, to gorąco polecam Wam tę powieść. Jeśli cenicie sobie kawał dobrej historii, dających się lubić bohaterów, a w obyczajówkach zaczytujecie się wręcz nałogowo (ale niekoniecznie jesteście masochistami wybierającymi wyłącznie rozdzierające serce i duszę opowieści), to najnowsza książka McPartlin będzie dla Was jak znalazł ;)
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Kojarzę tę autorkę, bo na okładce jednej z książek był taki urooooczy króliczek <3
OdpowiedzUsuńOgólnie książki kompletnie nie dla mnie, ale na razie mam co czytać, więc płakać nie będę :D
Pozdrawiam ciepło! :)
Kasia z niekulturalnie.pl :)
:D
UsuńAle Królika to Ty przeczytaj, serio ;)
Czytałam "Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" i po tej książce uwielbiam tę autorkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ola
bookwithhottea.blogspot.com
Piątka! 😊
UsuńOd Ostatnich dni królika zaczęłam czytać Twojego bloga, więc musiałam na tę recenzję również zajrzeć! Myślę, że w końcu muszę zabrać się za twórczość tej autorki, naprawdę! Ciągle tak zachęcasz... ach, idę przeszukiwać księgarnie! :D
OdpowiedzUsuńBuziaki ♥
https://sleepwithbook.blogspot.com/
Ojej ♥
UsuńKurczę, no musisz, mam nadzieję, że pokochasz ją tak jak ja 😊
Poprzednie 2 książki autorki wywarły na mnie bardzo dobre wrażenie, dlatego też nie mogę się doczekać poznania tego tytułu, jestem pewna, że wywoła u mnie duże emocje :)
OdpowiedzUsuńWitam fankę McPartlin ♥
UsuńWszyscy piszą, że "To, co nas dzieli" jest najsłabszą pozycją w dorobku autorki. "Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" podobało mi się i na pewno sięgnę także po "Ostatnie dni Królika", a ten tytuł na razie odłożę sobie na później.
OdpowiedzUsuńO rany, musisz czym prędzej wziąć się za "Królika", jest PRZECUDOWNY ♥
UsuńCoś mi to mówi, jednak nigdy nie miałam jej książek w rękach. Czas to zmienić! :) Pozdrawiam Aleksandra z bukku-recenzje.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPolecam! :)
UsuńKsiążka raczej nie dla mnie mój blog
OdpowiedzUsuńO, dlaczego? 🙁
Usuń