środa, 25 października 2017

RECENZJA - "Prawdziwa Ginny Moon" Benjamina Ludwiga




Jest coś wybitnie przejmującego w książkach, których narratorami są dzieci. W historiach, które co prawda opowiadane są przez młodego człowieka, ale wcale nie do takiego są kierowane. Które porażają swą prostotą i które pod fasadą nieskomplikowanych zwrotów przekazują więcej niż potrafiłby cały epos.
Jest coś wybitnie przejmującego w książkach, których narratorem jest dziecko. Zwłaszcza gdy dziecko to postrzega świat zupełnie inaczej niż wszystkie inne.
Dziecko takie jak Ginny Moon. 




Ma czternaście lat, nową "Na Zawsze Rodzinę" i autyzm. Ma też (czy raczej miała) Lalkę, której uparcie szuka i nieco niezrównoważoną biologiczną matkę.
Ginny Moon, bo o niej mowa, ze wszystkich sił stara się nauczyć żyć w świecie, którego zasad nie zawsze rozumie, pośród emocji, które są dla niej obce i wśród ludzi, których miłości i akceptacji tak bardzo potrzebuje.
Tylko jak odnaleźć sposób, by stać się Prawdziwą Ginny Moon, skoro im bardziej próbuje, tym bardziej "- Ginny" się czuje...?





Niejednokrotnie wspominałam, że nade wszystko cenię książki, które bez zbędnego patosu traktują o sprawach ważnych (a często - o fundamentalnych) i które bez stosowania wysublimowanych środków stylistycznych są w stanie poruszyć każdą strunę mojej czytelniczej duszy. Może właśnie dlatego "Prawdziwa Ginny Moon", debiut Benjamina Ludwiga, tak bardzo przypadł mi do gustu - znalazłam w nim wszystko to, czego szukam w książkach.
Powieść Ludwiga to przejmująca historia autystycznej nastolatki, pozornie nierozumiejącej świata, a mimo to zadziwiającej trafnością swych spostrzeżeń.
Autor za jedynego narratora obrał sobie samą Ginny - wydawać by się mogło, że nieco upośledzone społecznie dziecko nie będzie w stanie zbyt wiele nam, czytelnikom, przekazać, a jej postrzeganie rzeczywistości okaże się odrobinę wypaczone. Nic bardziej mylnego. Ginny co prawda ma drobne problemy z porozumiewaniem się z innymi, ale jest wnikliwym obserwatorem (a czasem, mimowolnie, gumowym uchem :D ) i to, czego sama nie potrafi nam wyjaśnić, przekazuje za pomocą podsłuchanych rozmów i tajemnic ukrytych między wierszami.
Jestem pełna podziwu dla Benjamina Ludwiga za stworzenie postaci Ginny (bo nie ukrywajmy, nie każdy byłby w stanie w takim stylu - i z taką klasą - ukazać meandry autystycznego umysłu) i za utkanie tak fantastycznej historii, balansującej między obyczajówką, a dramatem, do tego ze sporą dawką suspensu. Za obraz rodziny zmagającej się z chorym dzieckiem i dorosłych, którzy - mimo wcześniejszych zobowiązań - przestają sobie radzić. Za pokazanie, że szlachetne czyny prawie nigdy nie są łatwe i że wytrwanie w swych postanowieniach wymaga od nas znacznie więcej niźli tylko odrobinkę konsekwencji.
Powieść Benjamina Ludwiga nie jest łatwa.
Jest za to do bólu prawdziwa.






Jest coś wybitnie przejmującego w książkach, których narratorem są dzieci. 
Nie są one lekkie i proste; wymagają od czytelnika zaangażowania oraz pewnego rodzaju empatii. Nie unikają trudnych tematów i mówią o nich bez ogródek, nie owijając w bawełnę i nie bawiąc się w półśrodki.
Często są przez to brutalne i kontrowersyjne, a tematy, które poruszają, baaardzo niewygodne.
Przede wszystkim są jednak pełne mądrości (zwykle tej najprostszej i najmniej docenianej) i do granic wzruszające.
Jeśli tylko nie boicie się sięgać po sprawdzające Wasz poziom człowieczeństwa książki - gorąco polecam.
"Prawdziwa Ginny Moon" to naprawdę niebanalna, godna uwagi (i przeczytania!) historia.





















Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu


10 komentarzy :

  1. Zdecydowanie świetna książka i zdecydowanie świetna recenzja.Brawo.
    czytanestrony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Największe emocje wywołują we mnie powieści, w których występują dzieci. Autyzm to temat, o którym trzeba mówić, także po tę książkę sięgnę na pewno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam identycznie ;)
      Jeśli jeszcze nie znasz, to polecam Ci też "Mój przyjaciel Henry" - co prawda tu narratorem nie jest autystyczne dziecko, a jego matka, za to historia oparta jest na faktach i naprawdę warto po nią sięgnąć ;)

      Usuń
  3. Też uważam, że jest coś przejmującego w książkach, których narratorem są dzieci, dlatego chętnie zapoznam się z powyższym tytułem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio gdzie nie pójdę, gdzie nie trafię, słyszę o dzieciach z autyzmem. Zastanawia mnie, dlaczego nagle ludzie zaczęli sobie zdawać sprawę z tego, że ta choroba istnieje, skoro już tyle lat dzieci się z nią zmagają. Książek też już dużo o dzieciach z autyzmem widziałam (niekoniecznie czytałam!) i jeżeli już miałabym się za coś brać, to pewnie byłaby to historia Ginny Moon, bo sprawia wrażenie całkiem autentycznej i ciekawej!
    #SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat znam tylko dwie powieści o autyzmie, nie zauważyłam też boomu, o którym mówisz. Nawet jednak jeśli tak jest, to chyba dobrze? Warto uświadamiać społeczeństwo ;)

      Usuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie