Strata. Czym tak właściwie jest?
Według słownika języka polskiego PWN - "to, co się przestało posiadać; też: fakt, że się przestało coś posiadać". Co jednak, gdy strata ta niekoniecznie dotyczy rzeczy materialnej, a kogoś, kogo kochało się całym sercem? Jak wówczas ją zdefiniować? Jak przekazać ogrom wiążącego się z nią cierpienia? Jak się z nią pogodzić i nauczyć z nią żyć?
I jak to zrobić, gdy ma się raptem sześć lat...?
Według słownika języka polskiego PWN - "to, co się przestało posiadać; też: fakt, że się przestało coś posiadać". Co jednak, gdy strata ta niekoniecznie dotyczy rzeczy materialnej, a kogoś, kogo kochało się całym sercem? Jak wówczas ją zdefiniować? Jak przekazać ogrom wiążącego się z nią cierpienia? Jak się z nią pogodzić i nauczyć z nią żyć?
I jak to zrobić, gdy ma się raptem sześć lat...?
Pewnego na pozór zwyczajnego dnia sześcioletni Zach wybrał się wraz ze swoim bratem, Andy'm do szkoły.
Do domu wrócił już tylko Zach.
Chłopiec próbuje poradzić sobie ze śmiercią brata i stratą matki, która choć fizycznie wciąż jest obecna, to myślami odeszła wraz ze starszym synem. Osamotnionego Zacha dręczą koszmary, a medialny szum wokół śmierci Andy'ego tylko utrudnia przeżywanie żałoby.
Nie mogąc znaleźć pocieszenia w rodzinie, Zach wpada na pewien pomysł...
Czytałam już mnóstwo powieści o tym, jak poradzić sobie ze śmiercią bliskiej osoby (z "Kiedy odszedłeś" i "Listami do utraconej" na czele), ale jeszcze nigdy nie znalazłam takiej, w której narratorem byłoby - małe, dodam - dziecko. Myślę, że narracja ta nie każdemu przypadnie do gustu; część z Was uzna ją za infantylną, część za po prostu dziwną, co nie zmienia faktu, że Navin należą się za nią brawa - przedstawiła rozterki i bolączki małego chłopca w niesamowicie realistyczny sposób, do tego genialnie pokazała nam żałobę widzianą oczami dziecka; żałobę przeżywaną na kilka różnie skrajnych sposobów. Powieść zachwyca prostotą przekazu, a jednocześnie ogromem zawartych w niej emocji (dobra rada? Miejcie w zapasie choć jedną paczkę chusteczek ;) ). Jest bolesna, jest trudna i nie daje gotowej recepty na szczęście. Choć pisana z perspektywy dziecka, zaskakuje olbrzymią ilością niesamowicie mądrych i chwytających za serce przemyśleń (nie martwcie się, absolutnie nie są to przemyślenia rodem wydarte z prozy Coelho :D); pokazuje też jak wielka siła drzemie w rodzinie i jak straszna jest samotność - zwłaszcza w obliczu tragedii.
To książka, która naprawdę zasługuje na uwagę i głęboko wierzę w to, że dacie jej szansę.
Bo naprawdę, naprawdę warto ;)
To książka, która naprawdę zasługuje na uwagę i głęboko wierzę w to, że dacie jej szansę.
Bo naprawdę, naprawdę warto ;)
Zastanawiałeś się kiedyś, jaki kolor ma samotność?
Zastanawiałeś się, jak bardzo niszczące jest to uczucie?
Jeśli kiwasz potakująco głową, mam dla Ciebie wyczerpującą odpowiedź - "Kolor samotności" Rhiannon Navin. Kolejną już fenomenalną obyczajówkę spod szyldu Harper Collins, która pokaże Ci, że smutek ma wiele twarzy i że z kochającymi osobami u boku przetrwać można prawie wszystko.
Zastanawiałeś się, jak bardzo niszczące jest to uczucie?
Jeśli kiwasz potakująco głową, mam dla Ciebie wyczerpującą odpowiedź - "Kolor samotności" Rhiannon Navin. Kolejną już fenomenalną obyczajówkę spod szyldu Harper Collins, która pokaże Ci, że smutek ma wiele twarzy i że z kochającymi osobami u boku przetrwać można prawie wszystko.
Za egzemplarz dziękuję
Myślę, że w tym przypadku narracja ma duże znaczenie. Zapisuję sobie ten tytuł.
OdpowiedzUsuńSuper! ;)
Usuń