czwartek, 27 grudnia 2018

RECENZJA - "Nasze życzenie" Tillie Cole




Mamy rok 2017. Filia wydaje "Tysiąc pocałunków" Tillie Cole i nie mija nawet chwila, a blogosfera książkowa już ugina się pod ilością dziko pozytywnych recenzji. "Sercołamacz!", wołają jedni;  "Chusteczki pilnie potrzebne!", dodają drudzy, a ja - jako że mam skłonność do podejmowania masochistycznych decyzji - z uciechą sięgam po tak dobrą ponoć książkę. Sięgam i... niemal natychmiast żałuję.

Mamy rok 2018. Filia wydaje "Nasze życzenie" Tillie Cole i nie mija nawet przysłowiowa sekunda, a sytuacja sprzed ponad roku się powtarza. Blogosfera szaleje, czytelniczki mdleją z nadmiaru emocji, a łzy spływają po twarzach szybciej niźli wodospady do rzeki Iguaçu. Ponownie sięgam po tak entuzjastycznie recenzowaną książkę i...
Nie, tym razem nie żałuję ;)




On jest nadzieją muzyki klubowej. Każdy chce go znać, przebywać w jego towarzystwie i kąpać się w blasku jego sławy. Niewielu tak naprawdę interesuje to, że chłopak ma w sercu kilka cierni i że bolesna przeszłość wciąż trzyma go w szachu.
Ona ma artystyczną duszę. Kocha nuty, muzykę i swojego brata bliźniaka. Kocha też wspomnienie chłopca, którego symfonię lata temu słyszała. Chłopca, po którym dziś nie ma już nawet śladu i który skrzypce zamienił na elektroniczne beaty.

Bonnie odkrywa go w Anglii.
Cromwell wraca do Karoliny Południowej i - choć sam o tym nie wie - także do niej.
Ona jest kolorem w jego ciemności, on - biciem jej serca.

Aż w końcu jej kolor blaknie, a on musi zdecydować czy ma w sobie wystarczająco dużo siły, by odciąć się od przeszłości i - w końcu! - zacząć żyć.
Tym razem dla nich dwojga. 








Do "Naszego życzenia" podeszłam z dużą dozą ostrożności, wszak wciąż (mimo upływu czasu, zauważcie!) miałam w pamięci poprzednią książkę Cole, która okazała się - mówiąc delikatnie - koszmarkiem. Spodziewałam się, że "Nasze życzenie" będzie kalką "Tysiąca pocałunków" i równie słabą powieścią, a tymczasem... No, kochani, rzec, że lekko się zaskoczyłam to duuuuuże niedopowiedzenie ;)
Najnowsza powieść Tillie Cole jest sto razy lepsza niż "Tysiąc pocałunków". Słodka, ale nie mdląca. Urocza, ale bez popadania w przesadę. Schematyczna, ale na tyle, że da się na to przymknąć oko. Bohaterowie też są znacznie przyjemniej skonstruowani niż ostatnio - nie szarżują szumnie brzmiącymi frazesami i nie obrażają się o Bóg wie co (jak np. niezapomniany Rune). Bonnie jest przesympatyczna, a jej relacja z bliźniakiem, Eastonem, godna pozazdroszczenia. Cromwell, choć na pozór stara się być typowym książkowym bad boyem, w głębi duszy wcale nim nie jest, a jego wrażliwość momentami zapiera dech w piersi. Ciekawie opisano także pewną przypadłość naszego muzyka, ale - coby nie spoilerować - nie zdradzę, o co dokładnie chodzi.
"Nasze życzenie" to kolejna już powieść Tillie, do której autorka ta próbuje wpleść motyw muzyki. I o ile za pierwszym razem poszło jej... źle, o tyle teraz.... No, moi drodzy, trzeba przyznać, że dała radę. Ta historia wypełniona jest melodią po brzegi. Tillie z każdą następną stroną i rozdziałem wystukuje coraz boleśniejszy i coraz głośniejszy rytm. Coraz bardziej ogłusza nas swą opowieścią i bez skrupułów angażuje w dramat Bonnie i Cromwella, a wszystko to otula płynącą prosto z serca muzyką. Wspaniale przedstawia głęboką przyjaźń między rodzeństwem i powoli rodzącą się miłość pomiędzy dwiema pokiereszowanymi duszami. Odrobinkę brakowało mi lepszego przedstawienia relacji Cromwella z jego ojcem (bo mniemam, że miała być ważna, a w książce tak naprawdę opierała się głównie na rozmowach o talencie chłopaka), do tego nieco zirytował mnie plot twist związany z pewnym profesorem (to było naprawdę tanie, Tillie, mogłaś sobie darować -_- ), ale poza tym...
Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona tą powieścią.
Tillie Cole dała radę, ot co ;)






"Nasze życzenie" Tillie Cole to naprawdę dobra opowieść o miłości i muzyce, o przekraczającej granice wyobraźni przyjaźni i o przeszłości, która nie daje o sobie zapomnieć. Jeśli pokochaliście "Tysiąc pocałunków", to daję słowo, że tę książkę pokochacie jeszcze mocniej. A jeśli historia Rune'a i Poppy przyprawiała Was - tak jak i mnie - o mdłości to...
Dajcie szansę "Naszemu życzeniu". Czuję, że nie będziecie tego żałować ;)























Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu



6 komentarzy :

  1. Słodka i niemdląca?
    No to ja może nawet kiedyś przeczytam xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy chwali tę lekturę, więc chciałabym przekonać się, jakie wrażenie wywrze na mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że szybko będziesz miała okazję, by to sprawdzić ;)

      Usuń
  3. Byłam mocno rozczarowana "Tysiącem pocałunków", więc dobrze słyszeć, że autorka stworzyła tym razem coś lepszego. Wciąż nie jest to do końca mój gatunek, ale na pewno będę pamiętać, po co mam sięgać, gdy akurat najdzie mnie ochota na odrobinę New Adult ;)

    Pozdrawiam cieplutko!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tysiąc pocałunków" było tak okrutnie słabe, że... Że aż brak słów :D "Nasze życzenie" jest znacznie lepsze ;)

      Usuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie