środa, 1 sierpnia 2018

RECENZJA - "Jak upolować pisarza?" Sally Franson


 


Choć nie czytałam najpopularniejszej powieści Lauren Weisberger, to jej ekranizację znam niemal na pamięć. Kiedy więc w książkowych zapowiedziach ujrzałam porównywaną do niej "Jak upolować pisarza?" debiutującej Sally Franson, od razu wiedziałam, że nie tyle chcę, co po prostu muszę tą drugą przeczytać.
Miało być zabawnie, odrobinę romantycznie i równie charakternie co w ubierającym się u Prady diable.
No niestety.
Nie było.




Casey Pedergast błyszczy w agencji reklamowej i jej kariera rozwija się w iście ekspresowym tempie. Dawniej marzyła o pracy, która odrobinę bardziej związana byłaby z ukończonym przez nią kierunkiem studiów (co zresztą wciąż wypomina jej przyjaciółka), ale... Ale życie jest życiem i często zmusza do pójścia na kompromisy.
Gdy szefowa Casey wpada na diabelnie dobry pomysł, a do rozkręcenia nowego biznesu wyznacza właśnie pannę Pedergast, sprawy nagle wymykają się spod kontroli. Zwłaszcza że na horyzoncie pojawia się pewien bardzo, BARDZO przystojny pisarz, do którego serce Casey zabije nieco szybciej niż powinno...





Kurczę no.
Jestem trochę rozczarowana i naprawdę trudno jest mi jednoznacznie ocenić tę książkę. W gruncie rzeczy nie była ona zła, bo i autorka ma całkiem przyjemny styl (choć nie ukrywam, ma również tendencję do zbytniego rozwlekania się i filozofowania :D ), i fabuła ma ręce i nogi, ale kurczę blade, nie tego się spodziewałam i nie to, do diaska, mi obiecywano :/  Mam wrażenie, że Sally Franson nie mogła się zdecydować czy ma to być luźna powiastka, czy coś, co przekazuje większe wartości. Z jednej strony zagrywki i niektóre wewnętrzne monologi głównej bohaterki są irytująco płytkie, ale zdarzają się też momenty, gdy zadziwia ona głębokością swych przemyśleń. Do tego tytuł i opis wprowadzają potencjalnego czytelnika w błąd - sugerują one bardziej komedię romantyczną, tymczasem jest to opowieść o kulisach sławy i o pracy w branży reklamowej. Samego wątku romantycznego jest tam jak na lekarstwo i na pewno nie jest on motywem przewodnim tej historii. Ben (czyli tytułowy pisarz) to typowy Gary Stu, który w założeniu wzbudzić miał zachwyt, mnie zaś przyprawiał prawie o mdłości (a zresztą litości, jakże blada i mało wyrazista to postać! -_- ); najlepsza przyjaciółka głównej bohaterki jest szumnie nazywana genialną pisarką (napisanych książek okrągłe zero), zaś ona sama nieustannie udaje trzpiotowatą idiotkę. Okładkowy opis gwarantuje, że będzie zabawnie, choć wcale tak nie jest (ha, powiem więcej, bardzo często jest po prostu nudno :/ ), a hasło "Diabeł ubiera się u Prady na dzisiejsze czasy" jest niczym więcej niż tylko sporym niedomówieniem.
Kiedy więc zapytacie mnie o to, czy "Jak upolować pisarza?" jest ciekawą i godną polecenia książką, odpowiem Wam jedynie w taki sposób:







Jeśli nie przeszkadzają Wam zbyt długie opisy i fakt, że cała historia po kilku dniach całkowicie uleci Wam z pamięci to śmiało, możecie próbować. Jeśli jednak oczekujecie czegoś na miarę "Diabła..."; czegoś, przy czym będziecie - kolokwialnie mówiąc - rżeć ze śmiechu, to uwierzcie mi, debiut Sally Franson nie jest tym, czego szukacie.
Naprawdę.





















Za egzemplarz dziękuję



8 komentarzy :

  1. Ja jednak podziękuję, nie ciągnęło mnie do niej, a jak napisałaś o przydługich opisach to już w ogóle nawet nie będę sobie nią głowy zawracać :)

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    Szelest Stron

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś kolejną osobą, która pisze o tych długich opisach - cholera, jak długie one są skoro na prawdę tak przeszkadzają? :D Nie ukrywam, że nie jestem fanką lania wody (dlatego nie lubię się ze Stephenem Kingiem) więc to chyba ponad moje siły ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że tylko by mnie ta książka rozdrażniła. Mam raczej specyficzne poczucie humoru i często książki, które z założenia mają być śmieszne, dla mnie są żałosne, co tylko wprawia mnie w irytację. I nie lubię również tego, gdy autor tworzy płytkich bohaterów, a jednocześnie przemyca do powieści niepasujące tam filozoficzne przemyślenia... :(

    Pozdrawiam cieplutko!
    BOOKS OF SOULS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specyficzne poczucie humoru specyficznym poczuciem humoru, ale ta książka w ogóle nie jest zabawna :/

      Usuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie