niedziela, 20 stycznia 2019

RECENZJA - "Filary świata" Anne Bishop





Jedna z wcześniejszych serii Anne Bishop, "Inni", szturmem zdobyła tysiące serc i gro wiernych fanów. Sama nie miałam jeszcze okazji bliżej się z nią poznać (choć chciałam!), zdążyłam jednak się zorientować, że Bishop pisze naprawdę konkretne powieści - pełne akcji, magii i emocji. Nie mogłam więc doczekać się chwili, w której zacznę swoją przygodę z tą autorką.
Czyż jest lepszy na to sposób niźli sięgnięcie po jej najnowsze książkowe dziecko?

Jak się okazuje... Chyba jest.





Od dawien dawna Starymi Miejscami opiekowały się czarownice. Dbały o ład, bezpieczeństwo i płodność ziem. Teraz zadanie to przypadło Ari, najmłodszej z rodu.
Ari przeczuwa jednak zmieniające się wśród okolicznych mieszkańców nastroje i pojawiające się pośród nich niesnaski i napięcie.
Fae z kolei ignorują problemy śmiertelników i to, że ktoś rozpoczął właśnie własne polowanie na czarownice. Miasto ogarnia chaos, a jedyne, co jeszcze ma jakikolwiek sens, to wzmianka o Filarach Świata.
Wzmianka, która jest równie jasna co listopadowa noc. 





Kurczę blade.
Powiedzieć, że jestem rozczarowana to mało. Oczekiwałam petardy, torpedy, rollercoastera wręcz, a tymczasem... Tymczasem było słabo i przeważnie nudnawo :(
Chociaż średnio przepadam za fantasy, to opis "Filarów świata" od samego początku mnie intrygował. Wszak skoro lubię magię i lubię czarownice, to na pewno polubię i samą książkę, prawda? No nie. Niestety nie :/ Przede wszystkim mam wrażenie, że to, co obiecuje opis, a to, co oferuje nam powieść, zupełnie się ze sobą nie pokrywa. Gotowa byłam na magię, podczas gdy w historii Bishop jest jej tyle, co kot napłakał (dosłownie!). Fabuła podzielona jest na kilka różnych wątków, które docelowo chyba miały się splatać, ale mnie osobiście pasowały do siebie jak pięść do nosa :/ Niczym refren w wyjątkowo irytującej pieśni powraca też motyw upojnych nocy i letnich uniesień (poważnie, momentami miałam nawet wrażenie, że czytam o orgiach rodem z czasów Dionizosa). Ari, która miała być twardą i charakterną bohaterką, nie wzbudza absolutnie żadnych emocji, a Światły (zwany też Lucienem) jest równie głęboki co przydrożna kałuża. Doceniam pomysł na książkę i próbę odniesienia się do dawnych wierzeń (wszak to naprawdę genialny koncept na historię), ale sposób, w jaki Bishop kreuje swoją opowieść, nijak mi nie pasuje. Niemiłosiernie ją rozwleka i przez ponad 500 stron opowiada o czymś, co bez problemu da się zamknąć w 300.
Koszmarnie się wynudziłam i koszmarnie się rozczarowałam.
Niestety.





Wiem, że są autorzy, którzy rozpoczynają swoje serie dosyć... ślamazarnie (tak, to idealne określenie :D ), ale nie sądziłam, że należy do nich tak uwielbiana przez wielu Anne Bishop.
Jeśli jesteście fanami powieści fantasy i fanami samej Bishop, to prędzej czy później i tak sięgnięcie po jej nową serię i nawet istnieje szansa, że Wam się spodoba. Jeżeli jednak - tak jak ja - z fantasy macie wspólnego tyle co słoń z porcelaną, to sięgnijcie po coś innego niźli "Filary świata".
Po co macie się rozczarować ;)






















2 komentarze :

  1. Szkoda że autorka zmarnowała potencjał tej opowieści, cóż mogło to być przynajmniej lekkie, słodkie story dla młodzieży.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie