środa, 29 listopada 2017

RECENZJA - "Człowiek, który widział więcej" Erica-Emmanuela Schmitta


 

Pierwszą przeczytaną przeze mnie książką Erica-Emmanuela Schmitta była krótka opowieść o umierającym dziesięciolatku. "Oskar i pani Róża" szturmem podbił moje serce i do dziś należy do historii, które często polecam i do których chcę wrócić.
Drugim dziełem Schmitta było "Odette i inne historie miłosne", zbiór opowiadań o poszukiwaniu bliskości i całej gamie emocji. I chociaż opowiadania te nie wywarły na mnie tak ogromnego jak wspomniany "Oskar..." wrażenia, to i tak uważam je za dobrą i pouczającą lekturę.
Czy zatem lubię prozę Schmitta? Po dwóch spotkaniach z tym autorem byłam w zasadzie pewna, że tak, dlatego też z niecierpliwością sięgnęłam po jego najnowszą powieść.
Okazuje się jednak, że jedyne, co łączy "Człowieka, który widział więcej" z "Oskarem..." i "Odette..." to nazwisko autora na okładce.
Nie takiego Schmitta poznałam i nie takiego polubiłam.
Niestety.



Augustin jest sierotą. Squaterem, wyzyskiwanym przez pracodawcę stażystą; zbyt często znieważanym i stale głodnym młodym człowiekiem. Ma bogate życie wewnętrzne, a do tego... widzi więcej. A konkretniej - umarłych, którzy z niejasnych przyczyn nie przeszli na drugą stronę.
Pewnego dnia, na skutek niezwykłego splotu wydarzeń, staje się świadkiem ataku terrorystycznego, a nieco później wzięty przez media i policję za jego inicjatora. Augustin zostaje wciągnięty w przedziwne śledztwo, w trakcie którego pozna swego ulubionego pisarza i stanie oko w oko z Bogiem.
Z Bogiem, któremu ktoś - w końcu! - zada kilka niewygodnych pytań.





Byłam pewna, że po dwóch spotkaniach ze twórczością Schmitta (i samym Schmittem :D ) mam już jakieś pojęcie o sposobie jego pisania, o jego przywarach i ulubionych tematach. Wiedziałam, że jego książki pełne są rozważań o Bogu i o istocie człowieczeństwa, o tym co dobre, złe i powszechnie nieakceptowalne. Wiedziałam, że ma skłonności do filozofowania i czasem zbyt długo ciągnie niezbyt istotny wątek, mimo wszystko jednak potrafiłam docenić przesłanie płynące z jego opowieści i dostrzec w nich coś wyjątkowego. Tym razem jednak stało się inaczej. Dawno nie trafiłam na tak męczącą i nudną książkę, i nawet nie macie pojęcia, jak głośno odetchnęłam w momencie odkładania jej (już na dobre) na półkę. Okładka "Człowieka..." niemal krzyczy o Augustinie, który przeprowadza wywiad z Bogiem, tymczasem ów wywiad wcale nie jest osią historii,  rozpoczyna się bowiem pod prawie sam jej koniec i nie jest ani wybitnie odkrywczy, ani nawet specjalnie interesujący. Schmitt bardzo oszczędnie prowadzi całą akcję i na próżno szukać w niej jakichkolwiek intrygujących wydarzeń - w gruncie rzeczy książka oparta jest na monotematycznych rozmowach i przemyśleniach, które nie prowadzą nawet do żadnego meritum.  Całość jest zbyt przeintelektualizowana i najzwyczajniej w świecie męcząca, a Schmitt-autor, który obsadza siebie w roli bohatera swojej książki... Totalna abstrakcja. Nie mam pojęcia, co było celem tego zabiegu i czy pisarz ostatecznie go osiągnął, ale według mnie pomysł był nie tylko absurdalny, ale i zwyczajnie niepotrzebny.
Za ogromny błąd uważam również reklamowanie tej książki poprzez liczne porównania  do "Oskara i pani Róży". O ile ta pierwsza wzruszała i poruszała, o tyle "Człowiek, który widział więcej" nie wzbudził we mnie absolutnie żadnych emocji. Może gdybym nie nastawiała się na powtórkę z "Oskara..." byłoby inaczej, a tak.. Jestem po prostu zawiedziona. 






"Człowiek, który widział więcej" to trudna i dość wymagająca  lektura, która przypadnie do gustu każdemu, kto z uporem godnym maniaka prowadzi długie dysputy o Bogu i teologii. Każdemu, kto jest wiernym fanem Erica-Emmanuela Schmitta i każdemu, kto lubi sobie pofilozofować.
Jeśli jednak szukacie emocjonalnie angażującej książki, z bohaterami, z którymi można się identyfikować czy chociażby nawiązać nić sympatii to nie sięgajcie po najnowszą powieść Schmitta.
Bo możecie się nieco rozczarować.
Dokładnie tak jak ja.

























Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu



14 komentarzy :

  1. Nie mam przekonania do tej książki :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię książki autora i kusiła mnie również ta, ale coraz bardziej myślę, że może mi nie przypaść jednak do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo prawdopodobne :( Mnie, jak widać, rozczarowała :(

      Usuń
  3. Emmmm... No ja nie wiem, jakoś to takie... No nie dla mnie no. Niby wszystko ładnie pięknie, a w ogóle tego nie czuję. Ale to chyba dobrze, skoro mam jeszcze przyczepę nieprzeczytanych ksiażek w domu xD
    Pozdrawiam ciepło :)
    Niekulturalna Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czego jak czego, ale tego, że nie poczujesz tej książki, jestem w zasadzie w 100% pewna ;)
      Ta przyczepa brzmi tak kusząco! 😄

      Usuń
  4. Mam bardzo mieszane uczucia co do tej książki. Bardzo lubię twórczość Schmitta i zazwyczaj jestem zachwycona ale te całe rozważania o Bogu, wierze i tego typu sprawach skutecznie mnie odstraszają :/ Z resztą sama książka nie zbiera zbyt pochlebnych recenzji więc niestety ale tym razem sobie odpuszczam. A szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też żałuję, spodziewałam się czegoś znacznie lepszego :<

      Usuń
  5. Swego czasu często sięgałam po twórczość Schmitta, ale właśnie jedne książki były lepsze, inne gorsze. Będę omijała ten tytuł szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurczę, rozemocjonowałam się, że może wpadnie mi w ręce kolejny tytuł Schmitta i liczyłam na recenzję w stu procentach pochlebną a tu taka niespodzianka. Tak jak Ty czytała "Oskara" i "Odette..." i myślałam, że reszta jego twórczość też przypadnie mi do gustu, ale chyba na razie ją sobie daruje. W książkach nie szukam rozważań teologicznych :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zdecydowanie ją sobie odpuść, szkoda czasu ;)

      Usuń
  7. Czytałam "Noc ognia" Schmitta, która również jest dosyć ciągnącą się lekturą o tematyce wiary. Myślę, że dużym plusem "Oskara i pani Róży" jest to, że temat Boga oraz śmierci został tam poruszony w delikatny i przystępny sposób. W "Nocy ognia" było już o wiele bardziej filozoficznie. Możliwe że tak samo jest również w "Człowieku, który widział więcej".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo prawdopodobne :/
      I dzięki za komentarz, wiem już, że nie sięgnę po "Noc ognia" ;)

      Usuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie