poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Z pamiętnika filmowego freaka - MARZEC




Kolejny - nieco smutny i pełen ograniczeń :( - miesiąc za nami.
Wiecie, co to oznacza?
Ha.
Na pewno wiecie :D





Naprzód
reż. Dan Scanlon, 2020






Odkąd tylko kilka miesięcy temu zobaczyłam po raz pierwszy zwiastun tego filmu, w niemal trymiga zapałałam dziką chęcią, by obejrzeć go w całości (no bo proszę, te upadłe jednorożce zjadające śmieci, smok w roli zwierzątka domowego? <3 :D ).
Przyszedł marzec, a z nim premiera "Naprzód". Pełna optymistycznych myśli niczym rącza łania pognałam do kina i...
I było nieźle, jeśli mam być szczera ;) Była fabuła (i to nawet niegłupia), był morał, było kilka wzruszających scen, a przede wszystkim - była również przygoda.
"Naprzód" jest poniekąd odpowiedzią na "Krainę lodu" - w obu miłość romantyczna odchodzi na dalszy plan, pozwalając, by pierwsze skrzypce grała miłość siostrzana (w przypadku "Krainy lodu") i ta braterska ("Naprzód"); w obu rodzeństwo połączy wspólny cel i pewna misja.
Nowy film Pixara - choć bez dwóch zdań nie należy do kategorii "obejrzę cię milion pięć razy, a i tak będzie mi mało" - to naprawdę przyjemny, miejscami mądry obraz, który wspaniale umili Wam każde wolne popołudnie.
Dlatego - z głębi mojego zwariowanego na punkcie Disneya serduszka - polecam ;)












Hobbit: Pustkowie Smauga
reż. Peter Jackson, 2013






Nie ukrywam - "Hobbit" absolutnie nie jest filmem, po który sięgnęłabym z własnej woli. Jako że jednak zastosowano wobec mnie pewne środki przymusu (jak np. tygodniowe jojczenie nad uchem, groźba odmowy drapania po pleckach i inne tego typu tortury) to finalnie skończyło się to prawie 3h seansem.
Nie było najgorzej, bo sceny z Bilbo przeważnie mnie bawiły, a krajobrazy i zdjęcia były naprawdę piękne, ale... No nie potrafię zdzierżyć rozciągniętej do granic fabuły, a trwające ponad 2,5h filmy zwyczajnie zaczynają mnie nużyć.
Chociaż... Warto było wytrwać do końca, by - podczas napisów - usłyszeć "I see fire" w wykonaniu drugiego kandydata do mojej ręki <3 :D  











Kung Fu Panda
reż. Mark Osborne, John Stevenson, 2008







Od dawien dawna uważam się za ogromną fankę animacji, ale dziwnym trafem nigdy nie było mi po drodze z "Kung Fu Pandą". Korzystając z chwilki czasu (wszak kina - niestety! :( - nie stoją już przede mną otworem) postanowiłam nadrobić zaległości.
I mimo że nie było najgorzej, a momentami nawet się śmiałam, to bez wątpienia opowiastka o walczącej pandzie nie dołączy do zaszczytnego grona moich ulubionych animacji.
Chyba po prostu za bardzo irytują mnie takie mamałygi jak Po.











Był sobie pies
reż. Lasse Hallstrom, 2017





Od najmłodszych lat mam słabość do wszystkich filmów z psimi bohaterami w rolach głównych - nic na to nie poradzę :D Lubię je i chętnie do nich wracam, stąd też właśnie pomysł, by korzystając z nadmiaru wolnego czasu - kolejny już raz - obejrzeć losy Bailey'a.
To idealny film familijny, który można obejrzeć całą rodziną, z armią dzieciaków u boku, a który równie dobrze nada się na romantyczny wieczór z drugą połówką. Jest uroczo, jest zabawnie i - niestety! - bywa też smutno, dlatego ciocia Paulina ostrzega - miejcie pod ręką paczkę chusteczek.
Albo i dwie ;)












Ciche miejsce
reż. John Krasinski, 2018





No, moi drodzy, takie filmy to ja lubię :D
Przede wszystkim - brawa za pomysł na fabułę. Oglądanie filmu, który w zasadzie pozbawiony jest dialogów, było czymś mocno niecodziennym i bardzo (naprawdę BARDZO) uwrażliwiało na jakikolwiek pojawiający się w filmie dźwięk. Obsada - moim zdaniem trafiona w punkt.
Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to niektóre... hm, działania/decyzje pozbawione logiki. Bo błagam, wyobraźcie sobie, że żyjecie w postapokaliptycznym świecie zamieszkanym przez stwory, które zabiją Was w tym samym momencie, w którym zlokalizują Was za pomocą jakiegokolwiek wydanego przez Was dźwięku, odgłosu, nawet stuku. Czy pierwsze co robicie w tej sytuacji to staracie się o bobasa? Wrzeszczącego, płaczącego i pozostającego poza Waszą kontrolą bobasa? No właśnie :D
Pomijając drobne głupotki scenariuszowe - film jak najbardziej na plus. Estetyczny, trzymający w napięciu i zwyczajnie, po ludzku, wciągający.
Nie wiem jak Wy, ale ja czekam już na część drugą ;)










Wieczór gier
reż. John Francis Daley, Jonathan Goldstein, 2018





"Wieczór gier", po którym - nie ukrywam - nie spodziewałam się zbyt wiele, okazał się być całkiem niezłym odmóżdżaczem i naprawdę dobrą komedią. Fajna fabuła, fajni bohaterowie (a ta chemia i porozumienie dusz między dwójką głównych postaci- ach, idzie się rozpłynąć :D ) i niezłe żarty, do tego ogrom prześmiesznych scenek - ja jestem zadowolona :>











A jak prezentował się Wasz marzec?
Było filmowo czy tylko książkowo? ;)




4 komentarze :

  1. KUNG FU PANDA uwielbiam! To moja ukochana bajka. Panda idolem XD
    obejrzałam sporo filmów, ale książkowo też nieźle mi poszło

    OdpowiedzUsuń
  2. Troszkę inny repertuar. Wieczory z Disney'em.
    Za mną już Śpiąca królewna, 101 dalmatyńzyków, Mulan. 😉

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie