sobota, 13 lutego 2021

RECENZJA - Graeme Simsion i "Finał Rosie"



Poznałam Dona Tillmana w 2017. roku, choć już w 2013. roku można było czytać o jego przygodach.
W 2016. pojawiła się powieść o dalszych losach tego dość charakterystycznego profesora - ot, tytułowa Rosie miała obdarzyć go potomkiem, co stanowiło źródło nowych dylematów i licznych rozterek.
Trzeciej części się jednak nie spodziewałam - wszak od premiery poprzedniej minęło już ponad pięć lat :o
Kiedy jednak dowiedziałam się, że Don Tillman powraca, nie mogłam przejść obok tej nowiny obojętnie.
Wszak nie wypada nie witać się z dawnymi znajomymi ;)


Kolejny Tillman ma kłopoty. Tym razem nie Don jednak, a Hudson.
Jedenastoletni Hudson, syn Dona i Rosie, ma spore trudności z przystosowaniem się do szkolnych realiów. Na domiar złego musi zmienić szkołę, wszak rodzice - zupełnie nagle! - wpadają na pomysł wyprowadzki do Australii.
Szczęście w nieszczęściu, że starszy Tillman ma dużą wprawę w radzeniu sobie z nieco złowrogim światem i mało logicznymi społecznymi konwenansami - przy drobnej pomocy żony, Rosie, zaczyna więc swój "Projekt Hudson".
Don stanie w szranki z systemem edukacji, zmieni zawód, a także zderzy się - i to dosłownie! :D - z niezbyt rozgarniętym ojcem pewnej dziewczynki.
Jedno jest pewne - to będzie prawdziwa jazda bez trzymanki.




Wspaniale było kolejny raz spotkać się z Donem Tillmanem. Wiecie, czułam się jak na kawie ze starym przyjacielem ;) Don wciąż wzbudza ogrom sympatii, a jego niedopasowanie - sprytnie korygowane przez Rosie - rozczula. Z zachwytem śledziłam losy rodziny Tillmanów, która - choć tak różna od standardowej rodziny - rozumie się jak mało kto i w której nie brak czułości.
Don - choć może trudno to sobie wyobrazić po części pierwszej - okazał się fantastycznym, ciepłym i szalenie wyrozumiałym ojcem, dla którego to dobro jego dziecka jest na pierwszym planie.
Co zaś do języka powieści - wciąż jest dość charakterystyczny (jak sam Don zresztą :D ) i lekko oficjalny, absolutnie nie jest jednak sztywny. Powieść czyta się bardzo szybko i lekko, a całość jest najzwyczajniej w świecie bardzo sympatyczna ;)
Mam też nieodparte wrażenie, że w finałowej części serii Graeme Simsion zdecydowanie bardziej niż wcześniej skupia się na autyzmie i charakterystyce osób atypowych. Spotykamy tu już nie tylko "lekko dziwnego Dona", ale całą masę innych osób ze spektrum i z jego pogranicza. Simsion przekazał nam tym razem całkiem spory kubełek wiedzy.
Gdybym miała narzekać powiedziałabym, że troszkę brakowało mi postaci Rosie; tej "prawdziwej" Rosie. Została w pewnym sensie zepchnięta na dalszy plan. Wszystkie jej charakterystyczne cechy i cała werwa zostały zastąpione hasłem "matka". Chociaż... może to akurat kwestia tego, że ma 11 lat więcej, także chyba nie powinnam marudzić :D



"Finał Rosie" to bardzo smaczne podsumowanie całej serii i idealny sposób na pożegnanie się z jej bohaterami. Fenomenalny w swej prostocie Don Tillman i ogrom humoru zawartego między wierszami to idealny duet na te przepotwornie chłodne zimowe wieczory.
A jeśli nie znacie jeszcze pana Tillmana i jego ciekawej rodzinki - nie pozostaje Wam nic innego niż szybciutko nadrabiać szokujące zaległości ;)







Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu




Recenzję części pierwszej znajdziecie tutaj --> Projekt ROSIE


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie