czwartek, 28 lutego 2019

RECENZJA - "Napij się i zadzwoń do mnie" Penelope Ward





Jeśli tylko czytacie erotyki czy też inne powieści mocno naszpikowane gorącymi scenami, na pewno świetnie znacie - albo przynajmniej kojarzycie - Penelope Ward. Pani ta to już swego rodzaju ikona, a jej duet z Vi Keeland w tymiga podbił serducha tysięcy spagnionych emocji dziewcząt.
Fanki chwalą ją za umiejętne budowanie napięcia, za niesamowitą chemię między bohaterami i za szalenie lekkie pióro. Od dłuższego czasu chciałam sprawdzić czy w tych wyrazach zachytu tkwi choć ziarenko prawdy; niestety - tytuły jej powieści skutecznie niszczyły moje plany.
"Playboy za sterami", "Milioner i bogini" czy - HIT! - najnowsze "Napij się i zadzwoń do mnie". No powiedzcie sami, czy to w ogóle może być dobre?
Ha.
Wyobraźcie sobie, że tak, owszem, może.





Alkohol, smętny nastrój i telefon - to prawie nigdy nie jest dobre połącznie. A już zwłaszcza wtedy, gdy do tego trio dodamy Ranę Saloomi.
Rana zarabia na życie jako tancerka brzucha. Od lat pielęgnuje w sobie urazę do Landona Rodericka - niegdyś jej przyjaciela i potencjalny obiekt westchnień. Landon i Rana wspólnie się wychowywali - w każdym razie do czasu, gdy rodzice Landona wyrzucili Ranę i jej rodzinę za zaległości w spłacie czynszu. Landon - jak na wspaniałego przyjaciela przystało - nawet się nie pożegnał...
Kilkanaście lat później dziewczyna wciąż nie potrafi zapomnieć tej zniewagi. Otumaniona alkoholem i pogrążona w swych smutkach chwyta za książkę telefoniczną i w końcu za telefon. Nawiązuje połączenie i krótką rozmowę z Landonem, o której natychmiast pragnie zapomnieć.
Tyle że hm, Landon pragnie z kolei czegoś ZUPEŁNIE innego.




CHRYSTE PANIE. Nie mam pojęcia, kto wymyślił ten tytuł, ale proszę, błagam, niech będzie to ostatni tego typu, bo inaczej albo zabiję kogoś śmiechem, albo sama umrę z powodu niedotlenienia wywołanego dzikim chichotem.  "Napij się i zadzwoń do mnie" - czy Wy słyszycie jak to brzmi? :D
Na szczęście idiotyczny tytuł to jedyny minus tej książki, bo treść - o dziwo! - okazała się naprawdę przyjemna.
Po pierwsze - to erotyk, który ma fabułę. Wow! I nie chodzi mi tu już wyłącznie o romantyczne losy dwójki głównych bohaterów, ale i o wątki poboczne - jak chociażby problemy z samoakceptacją czy przyja
źń panny Saloomi z pewną dziewczynką z sąsiedztwa. Co najlepsze, Ward zastosowała pewien plot twist, który zaskoczył nawet tak starą wyjadaczkę jak ja . Może nie zapiera on dechu w piersiach i nie sprawia, że krew w Waszych żyłach zmieni kierunek, ale szczerze? Nie spodziewałam się takiego rozwiązania w TAKIEJ książce.
Po drugie - kurczę, to było naprawdę, napawdę zabawne ;) Wartkie dialogi, współlokator-chyba-psychopata, który zamiast psychopatą okazuje się.... nie, spokojnie, niczego Wam nie zdradzę; rozmowy Landona i Lilith, przekomarzanki głównych bohaterów - nie jest
źle, pani Ward, naprawdę nie jest źle ;)I last, but - bo jakżeby inaczej - not least. To było całkiem smaczne! Nie uświadczycie tu opisów parzących się niczym królicza para bohaterów ani budzących politowanie epitetów, nie będziecie wzdychać ze zgorszeniem do nieba ani pędzić do najbliższego konfesjonału. Książka Ward jest momentami pieprzna, czasem gorzka i - nawet! :D - miejscami słodka.
Słowem - idealnie doprawiona ;)





Jeśli tylko czytacie erotyki czy inne powieści mocno naszpikowane gorącymi scenami, to bez wątpienia nie muszę Wam przedstawiać Penelope Ward ani - tym bardziej - namawiać Was do czytania jej książek.
Jeśli jednak stronicie od erotyków i uważacie, że to lektura idealna wyłącznie dla fanów Lucyfera... Cóż, pozwólcie sobie na krótki eksperyment z prozą Ward.
W końcu nic na tym nie tracicie, prawda? ;)



















Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu


6 komentarzy :

  1. Nie czytałam książek tej autorki, jeszcze. :D A ten tytuł to masakra jakaś. XD

    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  2. Tytuł bardziej mnie bawi, ale uwielbiam ta autorkę, więc na pewno się skuszę :D
    Pozdrawiam, Eli https://czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam tę książkę w lutym i choć podobała mi się, to nie uznaję jej za najlepszą autorki. Póki co nawet była dla mnie najsłabsza. Co nie zmienia faktu, że mi się podobała :) O tak, mimo rozwiązania w pewnej sprawie podanego na tacy, totalnie byłam zszokowana gdy autorka zdradziła kim była Lilith. Nawet blisko prawdy nie byłam i się nie domyślałam, co oczywiście jak najbardziej na plus. Bo trzeba mieć umiejętność by tak zamotać czytelnika (w pozytywnym znaczeniu), by został zaskoczony wyjaśnieniami. A jeśli chodzi o tytuł, to przemilczę sprawę... Kiedy w końcu udało się, że w większości książek wydawnictwo zostawia oryginalne okładki, to chrzanią tytuły :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam porównania, więc się nie wypowiem, ale skoro mówisz, że inne książki Ward są lepsze to kurczę, MUSZĘ je przeczytać ;)

      Usuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie