niedziela, 30 sierpnia 2020

RECENZJA - "Gorące lato. Grzeszne opowieści" A. Lingas-Łoniewska, P. Świst i inni



Kolejna książka i kolejny erotyk, dacie wiarę? :D
Nie wiem czy to kwestia coraz dalej idącego masochizmu, czy może to słońce zbyt mocno uderzyło mi do głowy, ale ostatnimi czasy nader często sięgam po książki (a raczej gatunki), na które wcześniej solidnie kręciłam nosem. Co prawda najczęściej okazują się one małymi koszmarkami, a moje oczy krwawią podczas ich czytania, ale... To akurat temat na inną opowieść :D
"Gorące lato", reklamowane jako zbiór grzesznych opowieści najpoczytniejszych polskich autorek erotyków, wydawał mi się idealnym wyborem na to powoli kończące się już lato.
Bo to i lekkie, i krótkie, i mało angażujące, a może - jeśli się uda - także przyjemne.
Czy zatem się rozczarowałam?
Niezupełnie, moi mili.
Czy dostałam to, czego chciałam?
Ha. Niekoniecznie.

 

 

Gorące lato, plaża, szum fal, chłodne bryzgi morskiej wody, opalone ciała, nastrój wakacyjnego odprężenia… Najpierw ukradkowe, potem coraz śmielsze spojrzenia, uśmiechy… Przyspieszone oddechy, muśnięcie, dotyk dłoni, pocałunek… Wakacyjny romans, wakacyjna przygoda, wakacyjna namiętność. Namiętne historie, które mogły wydarzyć się naprawdę, które znowu mogą się wydarzyć – kto wie, może już się wydarzyły?*

 

 


Przyznam, że dość rzadko sięgam po zbiory opowiadań - to dość specyficzna forma, a ja zdecydowanie bardziej wolę zżyć się z bohaterem niźli po pięciu stronach przechodzić do sedna historii.
Uznałam jednak, że lato i - wbrew pozorom - brak czasu mocno sprzyja krótkim opowiastkom. Kierowała mną również ciekawość. Z żadną z pań-autorek nie miałam wcześniej absolutnie nic do czynienia, a większość z nich uchodzi przecież za popularne (i poczytne).
"Gorące lato" to dziesięć opowieści, które łączy wspólny mianownik - wakacje i upojne chwile z nowo poznanym typem. Na próżno doszukiwać się tu ambitnych treści i szalonych zwrotów akcji, choć nie ukrywam, że dwa opowiadania naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyły. Jak każdy zbiór dla czytaczy i ten jest nierówny - znajdzie się kilka fajnych tekstów, kilka zupełnie przeciętnych i parę słabiaków. Troszkę przeszkadzała mi ogromna schematyczność - w każdym niemal opowiadaniu ona została zostawiona/zdradzona/porzucona przez swojego poprzedniego Romea, a potem niczym rącza łania gna na wakacje, na których to - oczywiście! - w trymiga pada w ramiona greckiego herosa. W niektórych opowiadaniach ten banał idzie wybronić naprawdę przyjemnym stylem autorki, ale w innych... Cóż, czeka się tylko na ich koniec.
Bardzo podobały mi się przyjemne biogramy na końcu każdego opowiadania - lubię wiedzieć cokolwiek o autorze, którego twórczość czytam (albo podczytuję :D ), a te dalekie były od wiejących nudą rysów historycznych typowych dla szkolnych podręczników.
Jeśli miałabym określić ten zbiór jednym tylko słowem, powiedziałabym o nim, że jest "znośny".
Szczęka nie opadła mi po nim z wrażenia do samej podłogi, ale z nudów i marazmu również nie umarłam ;)





"Gorące lato" to typowe letnie opowiastki, w których to spragniona miłości kobieta ma okazję - choćby na kilka chwil - paść w ramiona przystojnego niczym młody bóg przystojniaka. Nie jest to nic odkrywczego, nic wyjątkowego i nic wartego zapamiętania, ale jest szansa, że idealnie wpasuje się w krajobraz pełen palm i wiszących pod nimi hamaków.
Jeśli zatem szukacie idealnego na wakacyjny wypad czytadła, które nie będzie wymagało zbyt wielkiego skupienia, to "Gorące lato" będzie dla Was trafnym wyborem ;)



* opis pochodzi od wydawcy







Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu



6 komentarzy :

  1. Ja niestety nie przepadam ani za współczesną polską prozą (choć nazwiska tutaj, dla wielu z pewnością znakomite), ani za opowiadaniami jako takimi. Nie odnajduję się w nich. Zdecydowanie wolę dłuższe formy prozatorskie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Również nie przepadam za krótkimi opowiastkami, a do erotyków średnio umiem się przekonać. Po Grey'u i "365" dni jestem troszkę zrażona, a oglądałam tylko filmy :/

    http://weruczyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też oglądałam :D I o ile Grey był płytki, to był do tego smaczny i przyjemny, "365 dni"... No już nie :/

      Usuń

Każdy komentarz to kolejna cegiełka w tworzeniu tego bloga. To jak, pomożesz? ;)

Wykonała Ronnie